Sondaż przeprowadzony w tym tygodniu przez niezależny, ale zbliżony do konserwatystów portal Conservative Home wskazuje na pogłębiające się nastroje antyeuropejskie wśród brytyjskich wyborców. Aż 70 proc. zapytanych członków Partii Konserwatywnej odpowiedziało, że w przypadku rozpisania referendum głosowałoby za wystąpieniem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Przeciwnego zdania było 23 proc. uczestników badania. 36 proc. wyraziło przekonanie, że ich kraj w ciągu dziesięciu lat zrezygnuje z członkostwa w UE, tyle samo było przekonanych, że Londyn pozostanie w Unii, jednak zasady jej funkcjonowania ulegną bardzo głębokim zmianom. Jedynie co czwarty respondent jest przekonany, że w relacjach Londynu i Brukseli nie są konieczne zasadnicze zmiany.
To nie pierwsze badanie wskazujące na szerzenie się antyueuropejskich nastrojów zarówno w szeregach konserwatystów, jak i w całym społeczeństwie brytyjskim. W czasie gdy 18 i 19 maja premier David Cameron zastanawiał się na szczycie G8, jak rozwiązywać problemy strefy euro, sondaż przeprowadzony na zlecenie „Indenpendenta" wykazał, że 46 proc. Brytyjczyków opowiada się za natychmiastowym opuszczeniem UE, zaś odsetek opowiadających się za pozostaniem w unii spadł do 30 proc. – Coraz więcej obywateli uznaje, że stanowisko unii, np. w kwestii podatków, jest dla naszego kraju niekorzystne, a wręcz podważa naszą suwerenność – mówi w rozmowie z „Rz" dyrektor londyńskiego Centrum Studiów Politycznych Tim Knox.
Pożegnać Brukselę
Najgorsze dla konserwatystów jest jednak to, że już 10 proc. tych wyborców, którzy oddali głos na ich partię w wyborach z 2010 r., jest tak rozczarowanych polityką rządu, że gotowi są przenieść swoje poparcie na radykalnie antyeuropejską Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Jej przywódca Nigel Farage w ostrych słowach przekonuje, że kryzys w Europie przyczynia się do kłopotów gospodarczych Wielkiej Brytanii, a w konsekwencji obniża poziom życia jej mieszkańców, nie mówiąc o „poddawaniu niepodległości" kraju. Ta retoryka zjednała mu do tej pory sympatię 7 proc. wyborców (choć 13 proc. „rozważa" poparcie Farage'a). Jeszcze radykalniejsza Brytyjska Partia Narodowa może liczyć na 4-proc. poparcie.
Premier Cameron nie może ignorować sygnałów płynących z ośrodków badania opinii sygnalizujących odpływ zwolenników w stronę radykałów, jednak znalazł się w wyjątkowo niezręcznej sytuacji. Przed ostrzejszym kursem antyeuropejskim powstrzymują go na razie zarówno własne przekonania (podobnie jak konserwatywny premier Edward Heath, który wprowadzał Wielką Brytanię do Wspólnoty Europejskiej w 1973 r. uważa on, że Zjednoczone Królestwo powinno pozostać w UE, choć sprzeciwia się pogłębianiu integracji), jak i względy wewnątrzpolityczne. Konserwatyści muszą brać pod uwagę proeuropejskie poglądy swoich rządowych koalicjantów, Liberalnych Demokratów pod wodzą wicepremiera Nicka Clegga. W grudniu Clegg ostro skrytykował odrzucenie unijnego paktu fiskalnego przez premiera.
Niewolnica Brytania
Tymczasem w partii Camerona nastroje antyeuropejskie są coraz silniejsze. W ramach frakcji konserwatystów w Izbie Gmin działa wpływowy „Komitet 1922", który na ubiegłoroczny jesiennym kongresie partii wystąpił z żądaniem rozpisania referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w UE. W opublikowanym wówczas liście otwartym członkowie komitetu użyli sformułowań charakterystycznych wcześniej raczej dla Nigela Farage'a. Oświadczyli, że podczas niespełna czterech dekad brytyjskiego członkostwa Bruksela „uczyniła z Wielkiej Brytani niewolnicę" i „rozwodniła" jej suwerenność. Tak ostra retoryka dowodzi, że konserwatyści obawiają się konkurencji ze strony UKIP. Przyznał to konserwatywny deputowany Steve Jackson, mówiąc, że umacnianie się partii Farage'a mogłoby przyczynić się do ewentualnego niepowodzenia torysów w następnych wyborach w roku 2015.