W Turcji nasila się spór na temat planowanego przez rządzącą Islamską Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zaostrzenia prawa aborcyjnego. Premier Recep Tayyip Erdogan potwierdził we wtorek, że takie zmiany są planowane, choć nie podał żadnych bliższych szczegółów. Wcześniej o „badaniu możliwości zmiany obowiązującego prawa" mówił też turecki minister zdrowia Recep Akdag. Zgodnie z obowiązującym od 1983 r. liberalnym prawem aborcja w Turcji jest legalna do 10. tygodnia ciąży (późniejszą aborcję dopuszcza się jedynie w wypadku zagrożenia życia). Kobiety zamężne muszą uzyskać zgodę męża, natomiast samotne i pełnoletnie podejmują decyzję samodzielnie. Kliniki aborcyjne działają legalnie, ich ogłoszenia można bez trudu znaleźć w Internecie.
Premier w ubiegłym tygodniu dwukrotnie zabrał głos w sprawie aborcji. Najpierw podczas międzynarodowej konferencji parlamentarzystów poświęconej problemom demograficznym oświadczył, że aborcja jest „spiskiem wymierzonym w siłę ekonomiczną narodu", a przerwanie ciąży nazwał „morderstwem". Skrytykował też zbyt wysoką liczbę porodów przeprowadzanych przez cesarskie cięcie (w Turcji to ok. 40 proc. ogólnej liczby porodów). Zdaniem Erdogana ma to również wpływ na demografię, kobiety rodzące z cesarskim cięciem mogą bowiem mieć dwójkę dzieci, podczas gdy premier wspiera model rodziny z co najmniej trójką potomstwa.
W ubiegły piątek, podczas uroczystości otwarcia nowego szpitala w Stambule, Erdogan potwierdził, że jego rząd jest zdeterminowany, by przeprowadzić zmiany w prawie. Prawdopodobnie chodzi o skrócenie dopuszczalnego okresu aborcji do czwartego tygodnia ciąży i obostrzenie listy wskazań medycznych do przeprowadzenia zabiegu przerwania ciąży. Lekarze będą też zachęcani do rezygnacji z cesarskiego cięcia bez wyraźnych wskazań medycznych; być może szpitale przeprowadzające zbyt wiele takich zabiegów będą karane finansowo. Szczegóły proponowanych rozwiązań mają zostać podane w ciągu miesiąca.
Zapowiedzi premiera wzbudziły oburzenie i protesty kobiet, zwłaszcza emancypowanych przedstawicielek rosnącej w siłę wielkomiejskiej klasy średniej. W minioną niedzielę ok. 4 tys. kobiet zebrało się na placu Kadiköy w Stambule, by zaprotestować przeciwko planom rządu. Na transparentach widniały hasła „Moje ciało – mój wybór" i „Jestem kobietą, nie matką, nie ruszajcie mojego ciała". Plany rządu krytykuje też organizacja Human Rights Watch. Jej aktywistka Gauri van Gulik twierdzi, że „Turcja zrobi krok wstecz w obszarze praw kobiet". Odmiennego zdania jest przewodniczący parlamentarnej komisji praw człowieka Ayhan Üstün Sefer, który nazwał aborcję „zbrodnią przeciwko ludzkości".
Wątpliwe, by na antyaborcyjną retorykę AKP wpływała liczba aborcji dokonywanych w Turcji, mimo bowiem obowiązującego dotychczas liberalnego prawa jest ona stosunkowo niska (14,8 aborcji na 1000 kobiet rocznie, czyli o połowę mniej, niż wynosi średnia europejska). Większe znaczenie mają dla premiera zapewne względy światopoglądowe i religijne. Poza tym otoczenie Erdogana jest przekonane, że wzrost liczby ludności wzmocni szybko rozwijającą się Turcję (kraj ma obecnie ok. 75 mln mieszkańców). Premier zapowiada, że w ciągu najbliższej dekady Turcja powinna znaleźć się wśród