O tym, że białoruski dyktator Aleksander Łukaszenko udzielił azylu politycznego oskarżonemu w ojczyźnie o popełnienie zbrodni państwowych byłemu prezydentowi Kirgizji Kurmanbekowi Bakijewowi, wiadomo od ponad dwóch lat. To Łukaszenko organizował ucieczkę Bakijewa wraz z rodziną z ogarniętej rewolucją Kirgizji w kwietniu 2010 r.
Rząd w Biszkeku niejednokrotnie występował do władz Białorusi o ekstradycję byłego przywódcy, któremu w ojczyźnie grozi odpowiedzialność karna za przestępstwa popełnione, gdy Bakijew sprawował urząd prezydenta kraju.
Białoruś konsekwentnie odrzuca wnioski o ekstradycję Bakijewa, a on sam od dwóch lat legitymuje się białoruskim paszportem. Niedawno były kirgiski przywódca nabył wartą 2 mln dol. posiadłość na obrzeżach białoruskiej stolicy, w której mieszka wraz z żoną i dziećmi.
Brak zgody Białorusi na wydanie w ręce władz Kirgizji jej byłego przywódcy denerwował rząd w Biszkeku, ale nie powodowało to większego kryzysu w stosunkach dwustronnych. Sytuacja zaostrzyła się po tym, jak 17 sierpnia opozycyjny polityk białoruski Michaił Paszkiewicz w jednej z mińskich kawiarni, znajdującej się w pobliżu stołecznej rezydencji Aleksandra Łukaszenki, sfotografował człowieka podobnego do Kurmanbeka Bakijewa w towarzystwie kilku mężczyzn. Te zdjęcia opozycjonista opublikował na Facebooku, skąd trafiły one do białoruskich i rosyjskich mediów.
Wkrótce okazało się, iż w mińskiej kawiarni odpoczywał wcale nie Kurmanbek Bakijew, tylko jego brat Dżanybek, sprawujący za panowania w Kirgizji Kurmanbeka funkcję szefa Ochrony Państwowej. W tej roli zdaniem władz Kirgizji Dżanybek dopuścił się wielu nadużyć, a podczas masowych wystąpień opozycji kierował ich pacyfikacją, w wyniku czego zginęło około 90 osób, a blisko półtora tysiąca ludzi odniosło obrażenia. Za udział w masowym mordzie władze Kirgizji wysłały za Dżanybekiem międzynarodowy list gończy i brat byłego prezydenta od ponad dwóch lat jest ścigany przez Interpol.