Według sondażu przeprowadzonego na zlecenie „Washington Post" i ABC News po zakończeniu zjazdu demokratów w Charlotte, prezydenta popiera obecnie 50 proc. Amerykanów, a byłego gubernatora Massachusetts – 44 proc. Przewaga ta zdecydowanie jednak maleje w grupie badanych, która deklaruje, że pójdzie na wybory. Tu Obama ma przewagę zaledwie jednego punktu procentowego (49:48).

Podobne wyniki przynoszą także inne sondaże. Analitycy twierdzą jednak, że jest to zjawisko normalne, gdyż każda partia tuż po swoim zjeździe notuje wzrost poparcia. Neil Newhouse, odpowiedzialny w kampanii Romneya za sondaże wyborcze, ostrzegł wręcz dziennikarzy, aby nie zaprzątali sobie głowy badaniami wyborczymi, bo „realia ekonomii Obamy dadzą jeszcze o sobie znać". Problemem Romneya jest jednak jego wizerunek. Po obu konwencjach odsetek postrzegających go przychylnie spadł z 50 do 48 proc., podczas gdy w przypadku Obamy wzrósł do 57 proc.

Republikanów może także niepokoić wzrost finansowego poparcia dla demokratów. Po raz pierwszy od czterech miesięcy ci ostatni zebrali więcej pieniędzy od swoich przeciwników. Na konta Democratic National Committee (DNC) wpłynęło w sierpniu 114 mln dolarów, czyli o dwa miliony więcej niż w przypadku Partii Republikańskiej.

Przy okazji szefowie kampanii Obamy poinformowali, że otrzymali już donacje od 3,2 milionów obywateli, czyli więcej niż przed wyborami w 2008 roku. Demokraci potrzebują pieniędzy, bo wydają je  dużo szybciej od rywali.

W lipcu (ostatnie dostępne dane) DNC przeznaczył na kampanię 481 mln dolarów, podczas gdy Republican National Committee tylko 334 mln. Większość tych sum została przeznaczona na organizację partyjnych konwencji i płatne telewizyjne ogłoszenia wyborcze.