Ahmed Mohammed Abdullah, znany też jako Abu Islam, jest właścicielem telewizji, w której prezenterkom widać tylko oczy wystające spod nikabów. W stacjach publicznych jeszcze kilka tygodni temu nawet pojawianie się w chustach na głowie było zakazane (zakaz wprowadzono w czasach Hosniego Mubaraka, obalonego przez rewolucjonistów w ubiegłym roku). W połowie września Abdullah pojawił się z synem pod ambasadą amerykańską w Kairze, do której próbował się wedrzeć tłum oburzonych antyislamskim filmem „Niewinność muzułmanów".
Abdullah stanął przed tłumem i podarł egzemplarz Biblii, a następnie, jak podał portal telewizji al Arabija, jeszcze go spalił. Potem zagroził, że następnym razem odda na Biblię mocz. Prokuratura uznała to za złamanie ustawy przeciwko obrazie uczuć religijnych i przekazała sprawę do sądu. Proces zacznie się w niedzielę. Oskarżony jest jego syn oraz dziennikarz, który przeprowadzał z nimi rozmowę przed ambasadą. Abdullah nie czuje się winny, bo jak powiedział agencji AP, zniszczył księgę „specyficznej grupy chrześcijan, która obraziła islam".
Do stawiania przez prokuraturę zarzutów o bluźnierstwo przywykli już egipscy chrześcijanie, Koptowie. Im zarzuca się atakowanie świętości uznawanych przez większość muzułmańską. Ostatnio nagłośniono przypadki ośmiu Koptów, związanych z produkcją lub rozpowszechnianiem „Niewinności muzułmanów". Tylko jeden, bloger, mieszka w Egipcie i jego od razu aresztowano.
– Oskarżenie Abu Islama to działalność pokazowa. Na dodatek on, mimo zbezczeszczenia Biblii, jest na wolności, a koptyjski bloger za umieszczenie linku do filmu od razu trafił do aresztu – mówi „Rz" Kopt, egipski dyrygent, Ashraf Benyamin. – Jeżeli jednak zniszczenie Biblii skończyłoby się wyrokiem, byłoby to ważne wydarzenie dla chrześcijan.