Radonski – Chavez: jak Dawid z Goliatem

W Wenezueli Hugo Chavez staje w szranki z Henrique Caprilesem Radonskim, politykiem o polsko-żydowskich korzeniach

Aktualizacja: 07.10.2012 12:15 Publikacja: 07.10.2012 10:00

Radonski – Chavez: jak Dawid z Goliatem

Foto: ROL

Red

"Rz": Jeśli kierować się sondażami, to obecny prezydent powinien z panem wygrać różnicą 10 proc. głosów. Ma pan jeszcze szansę na zwycięstwo?

Henrique Capriles Radonski:

Nie wierzę w sondaże, które przygotowują instytucje obsadzone często przez byłych członków rządu. W 2008 roku, kiedy ubiegałem się o stanowisko gubernatora stanu Miranda, oficjalne sondaże także nie dawały mi szans, a jednak wygrałem te wybory! Pokonałem Diosdada Cabello, człowieka prezydenta. Dlatego ufam reakcjom ulicy, a objechałem już w trakcie kampanii 260 miejscowości. Ludzie okazują mi naprawdę wiele sympatii. Nadali mi już nawet przydomek: ,,el flaco", czyli chudzielec. Jestem przekonany, że mogę zwyciężyć z dużą przewagą i mówi to osoba, która nigdy nie przegrała żadnych wyborów.

Prezydent Chavez, odkąd w 1999 roku objął władzę, stworzył coś w rodzaju konglomeratu państwowych mediów, których bez skrupułów używa w tej kampanii. Według niezależnych raportów państwowa telewizja VTV nadała np. ponad 6 godzin bezpośredniej relacji z jego wystąpienia i tylko 11 minut z pana mityngu. Jaka w tej sytuacji jest pana kampania?

Nie ma co ukrywać, startuję ze znacznie słabszej pozycji, bo prezydent Chavez używa państwowych mediów do uprawiania politycznej propagandy i promowania własnej kandydatury, a państwowa komisja wyborcza nie robi nic, żeby temu przeciwdziałać. Objeżdżam więc kraj. Spotykam tysiące ludzi, słucham ich i opowiadam im o moich planach. Jestem kandydatem z krwi, tymczasem mój główny rywal pojawia się w telewizji i na plakatach. Proszę mi wierzyć, że wszędzie tam, gdzie docieramy, na ulice wychodzą tysiące Wenezuelczyków. Jestem więc blisko ludzi. Tak wyglądał zresztą mój sposób zarządzania Mirandą i taka byłaby także moja prezydentura.

Według Jose Rafaela Marquina, wenezuelskiego lekarza, cytowanego przez hiszpański dziennik „ABC", choroba nowotworowa Chaveza się pogłębia. Podobno pozory powrotu do zdrowia wenezuelskiego przywódcy utrzymywane są dzięki szpikowaniu go sterydami. Czy wziąłby pan udział w kolejnych wyborach, gdyby Chavez zmarł?

Na co dzień widzę rywala, który jest niezwykle skoncentrowany na kampanii i  nie wygląda już na poważnie chorego. Jestem więc pewien, że weźmie udział w niedzielnych wyborach i będzie musiał uznać nasz triumf.

Manuel Rosales, który stanął do walki z Chavezem w poprzednich wyborach w 2006 roku i przegrał je, musiał uciekać z Wenezueli do Peru z powodu prawdopodobnie sfabrykowanych zarzutów o korupcję. Pod koniec września nieznani sprawcy zastrzelili dwóch zwolenników opozycji. Nie boi się pan rywalizować z Chavezem?

Nie, ani trochę. Zresztą, Wenezuelczycy także się już nie boją. Mają dość tej codziennej, pustej paplaniny władzy. Mój kraj się wreszcie obudził. Poza tym jestem głęboko wierzący i mam pewność, że wiara pomogła mi obrać właściwą drogę. Wenezuela może mieć wreszcie szansę na rozwój.

I nie istnieje zagrożenie sfałszowania wyborów? Kilka tygodni temu było głośno o tajemniczych bojówkach, podobno finansowanych przez rząd, które okupowały lokale wyborcze.

Mój sztab pracuje nad zapewnieniem bezpieczeństwa głosowania. Będziemy obserwować lokale wyborcze. Tak samo postąpiliśmy w czasie wyborów lokalnych w 2008 roku i udało mi się wtedy wygrać, a zagrożenia były podobne.

Jakie są w tej chwili najbardziej palące problemy Wenezuelczyków?

Codziennie ginie na ulicach 50 Wenezuelczyków. Jeśli zostanę prezydentem, zaangażuję wszystkie środki, którymi dysponuje administracja państwowa, żeby walczyć z przemocą. Trzeba oczyścić policję, zainicjować plan rozbrajania przestępców, zagwarantować równe prawo dla wszystkich obywateli. Więzienia powinny się stać centrum prawdziwej resocjalizacji. Jeśli zaś chodzi o sytuację gospodarczą, to chciałbym przyciągnąć inwestycje zagraniczne, dzięki czemu powinno wzrosnąć zatrudnienie. W ciągu sześciu lat chcielibyśmy stworzyć  3 miliony nowych miejsc pracy. Wenezuela powinna także zwiększyć eksport własnych produktów, nie tylko ropy. Zadbamy też o spadek inflacji do wartości jednocyfrowej.

A jakie będą pana pierwsze decyzje, jeśli wygra pan niedzielne wybory?

Podpiszę dekret zabraniający oddawania dosłownie za bezcen wenezuelskiej ropy innym krajom. Wszystkie umowy, które Wenezuela zawiera z innymi państwami, mają się przekładać na wymierne korzyści. Żadnych rabatów na eksportowaną ropę! Poza tym zacznę po prostu realizować swój plan tworzenia nowych miejsc pracy, przyciągania inwestycji zagranicznych, ale moim sztandarowym projektem będzie edukacja. Jako gubernator Mirandy zwracałem na to szczególną uwagę i jeśli wygram wybory, będę prezydentem działającym na rzecz rozwoju oświaty. Moim zdaniem dobry system edukacyjny to rodzaj tarczy chroniącej przed biedą.

W wielu wywiadach wspomina pan swoją babcię, Lili Bochenek Radonski, która przeżyła warszawskie getto i wraz z mężem przyjechała po wojnie do Wenezueli. Jaką odegrała rolę w pana życiu?

Bez wątpienia to właśnie babci i matce zawdzięczam to, kim dziś jestem. Babcia Lili wpoiła mi wartości, które wyznaję. Przede wszystkim nauczyła mnie nie zapominać o najbardziej potrzebujących. Za to jestem jej najbardziej wdzięczny.

Pana dziadek walczył w czasie wojny w polskim podziemiu, udało mu się wywieźć swoją przyszłą żonę z getta. Po wojnie mieli w Warszawie kino, ale zdecydowali się wyjechać z Polski. Ta rodzinna historia ma dla pana jakieś znaczenie?

Byłem bardzo zżyty z moją babcią. Słuchałem tych wszystkich historii wojennych z wielką uwagą. Myślę, że to co dziadkowie wtedy przeżyli, nauczyło mnie determinacji w walce z przeciwnościami i niesprawiedliwością. Równie ważny jest też szacunek dla innych narodowości i religii, którego uczyła mnie babcia. Moja rodzina znalazła w Wenezueli dom i możliwość rozwoju. Zawsze o tym pamiętam.

Politycy polskiego pochodzenia

- Pedro Pablo Kuczynski, ekonomista, premier Peru w latach 2005-2006, wcześniej minister gospodarki, finansów i energetyki. Urodził się w Limie. Jest synem emigrantów, Madeleine Godard, Francuzki, i Maxime Kuczynskiego, lekarza epidemiologa polskiego pochodzenia, który urodził się w Berlinie i tam studiował.

- Jairo Raúl Clopatofsky Ghisays, kolumbijski polityk polskiego pochodzenia, ekonomista, do 2010 roku senator, wcześniej kongresmen, obecnie dyrektor Kolumbijskiego Instytutu Sportu (Coldeporte). Jego rodzice to Mario Clopatofsky Thorschmity Yolanda Ghisays Dager.

- Jaime Lerner, były dwukrotny gubernator stanu Parana i prefekt Kurytyby w Brazylii, architekt, urbanista i polityk. Urodził się w polsko-żydowskiej rodzinie emigrantów. Brytyjski dziennik „Guardian" nazwał go „zielonym rewolucjonistą Brazylii".

- Acir Gurgacz, brazylijski senator i przedsiębiorca polskiego pochodzenia branży telekomunikacyjnej i transportowej. Urodził się w Cascavel w stanie Parana, w Brazylii.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174