Zapowiadane wielokrotnie przez republikańskiego kandydata na prezydenta Mitta Romneya  ogłoszenie, że Chiny manipulują swą walutą, już „w pierwszym dniu prezydentury" miałoby pomóc Stanom Zjednoczonym w poprawie bilansu handlowego z Państwem Środka i powrocie przynajmniej części miejsc pracy do USA.  Romney chce zwrócić uwagę, że utrzymywany sztucznie zbyt niski kurs juana jest nieuczciwą praktyką handlową.

Oficjalne uznanie tego faktu może otworzyć furtkę do wprowadzenia karnych ceł i wywrzeć nacisk na Pekin, aby nie zaniżał sztucznie wartości juana wobec amerykańskiej waluty. Tańszy dolar otwierałby z kolei w większym stopniu ogromny chiński rynek na towary i usługi z USA.

W praktyce obietnica republikańskiego kandydata powtarzana nie tylko w debatach telewizyjnych, ale także na szlaku kampanii, w dotkniętych przez kryzys stanach Środkowego Zachodu, będzie jednak bardzo trudna do spełnienia – twierdzą  ekonomiści. Mohammed el Erian, dyrektor wykonawczy Pacific Investment Management Co, uważa, że taki krok może zdestabilizować światowe rynki. Poza tym Chińczycy mają możliwości zareagowania na ewentualne sankcje. Pekin jest przecież największym wierzycielem Waszyngtonu i systematycznie skupuje amerykańskie obligacje. Wystarczy, że zaprzestanie tego procederu, aby zdestabilizować  rynki finansowe. A ewentualna wojna handlowa to prosta droga do recesji, która dotknęłaby nie tylko USA i Chiny, ale cały świat.

Za czasów administracji Baracka Obamy, podobnie jak za dwóch kadencji Busha, Stany Zjednoczone nigdy nie uznały Pekinu za kraj przeprowadzający manipulacje walutowe w ogłaszanym dwa razy do roku raporcie Departamentu Skarbu na temat polityki walutowej partnerów handlowych USA. Mimo to kilkakrotnie wprowadzano karne cła na niektóre chińskie towary. Jeden z takich przypadków dotyczył opon, które administracja Obamy karnie ocliła w 2009 roku.

Analitycy polityczni zwracają uwagę, że w twardym stanowisku Romneya wobec Chin może chodzić o zwykłe odwrócenie uwagi. Sukces Bain Capital, spółki, którą z powodzeniem kierował Mitt Romney, opierał się m.in. na przeniesieniu części miejsc pracy do Państwa Środka. Argumentu tego użył zresztą podczas drugiej debaty prezydent Barack Obama, twierdząc, że oponent jest „ostatnią osobą, która postępować będzie twardo z Chinami''. Już jednak sama zapowiedź zaostrzenia kursu wobec Pekinu i fakt, że temat pojawił się w kampanii, stanowi formę nacisku, która może zmiękczyć chińskich polityków.