Po niedzielnej drugiej turze wyborów do Sejmu zwycięska Partia Socjaldemokratyczna już się szykowała do tworzenia gabinetu z dwoma ugrupowaniami populistycznymi: Partią Pracy multimilionera Wiktora Uspaskicha oraz Porządkiem i Sprawiedliwością odsuniętego w 2004 r. od władzy prezydenckiej Rolandasa Paksasa.
Wizję szybkiego rozdania tek rozwiała prezydent Dalia Grybauskait?. Oświadczyła wczoraj, że nie wyobraża sobie, by w rządzie była partia, która jest podejrzana o kupowanie głosów oraz prowadzenie podwójnej księgowości. Na dodatek przeciw jej liderom toczą się dochodzenia w sprawach karnych. Chodzi o Partię Pracy, której przywódca odpowiedział: pani prezydent ignoruje wolę wyborców.
Grybauskait? najwyraźniej podobałaby się koalicja socjaldemokratów z rządzącymi do tej pory konserwatystami i liberałami. – Jest jeden problem. W takim rządzie Butkevičius byłby tylko z nazwy premierem, bo prawdziwą władzę miałby dotychczasowy szef rządu, konserwatysta Andrius Kubilius – mówi „Rz" Audrius Bačiulis, publicysta tygodnika „Veidas".
Czy jest szansa na poprawę stosunków z Polską? – Będzie nawet gorzej, bo problemy z pisownią nazwisk i nazw po polsku wynikają z dawnej polityki socjaldemokratów. Na dodatek oni, byli postkomuniści, nie zrobią nic, co mogłoby wyglądać jak uleganie Warszawie – przewiduje Bačiulis sympatyzujący raczej z Kubiliusem.
Nestorzy tej partii zajmowali ostatnio stanowisko nacjonalistyczne, jeden z nich mówił, że jeżeli miejscowym Polakom się nie podoba, to niech jadą do Polski. Nadzieja w średnim pokoleniu lewicy. Jego przedstawiciel Linas Linkevičius może zostać szefem MSZ. Pewnie byłby lepszym partnerem do rozmów dla szefa polskiego MSZ niż obecny, nacjonalista Audronius Ažubalis.