W Brukseli rozpoczyna się dziś najważniejszy dla Polski unijny szczyt w ostatnich latach. Stawką jest nowy budżet na lata 2014–2020, z którego 11 procent ma popłynąć do Polski.
– Kości zostały rzucone, karty wyłożone na stół, ale dzisiaj trudno byłoby prognozować, czy te dwa dni w Brukseli wystarczą, aby osiągnąć kompromis – powiedział premier Donald Tusk. Według ostatniej propozycji Polsce przypada 104 mld euro, czyli ponad 430 mld zł – obejmuje to fundusze strukturalne i pieniądze na rolnictwo.
To punkt wyjścia do negocjacji w czwartek i piątek, które muszą pogodzić dwie strony. Płatników netto, którzy więcej do unijnego budżetu dopłacają, niż z niego dostają, i chcą, aby był on jak najmniejszy. I beneficjentów netto, którzy pragną utrzymania transferów z Brukseli.
Największą niewiadomą jest Wielka Brytania. Jej premier grozi wetem, jeśli nie zostanie uwzględnione jego żądanie dodatkowych cięć w budżecie na kwotę 54,5 mld euro. Po drugiej stronie jest Polska i inne kraje wspierające politykę spójności, które uważają, że już obecna propozycja wydatków na poziomie 973 mld euro jest najniższa z możliwych. Dalsze cięcia są dopuszczalne, ale nie w polityce spójności.
Polski premier jedzie do Brukseli z zamiarem obrony tej polityki. Polska w perspektywie finansowej 2007–2013 dostaje prawie 68 mld euro na budowę i modernizację dróg, kolei i lotnisk, na oczyszczalnie ścieków i inne projekty infrastrukturalne, innowacje i szkolenia pracowników.