– Nie jestem Julią Tymoszenko. Nie jestem do niej przecież podobny. Na pewno nie z fryzury – ironizował Micheil Saakaszwili w rozmowie z dziennikarzami ukraińskiej telewizji Kanał 5, którzy przypomnieli, że niegdyś porównywał się do przywódczyni ukraińskiej opozycji. – Nigdy tego nie robiłem. A po zakończeniu prezydenckiej kadencji nie zamierzam wyjeżdżać z Gruzji – zapewniał.
Saakaszwili nie boi się podzielić losu Tymoszenko, która trafiła do więzienia po dojściu do władzy jej przeciwników. Dowodzi, że nastroje ludzi się zmieniają, a do końca jego prezydentury w 2013 r. może „wiele się zmienić". Wyraził przekonanie, że jego współpracownicy nie będą trafiać do więzień, tak jak to się dzieje z ukraińskimi opozycjonistami. – Aresztowania oponentów to droga w ślepą uliczkę – zapewniał. Do aresztów trafiają jednak ludzie z najbliższego otoczenia Saakaszwilego. Na początku listopada zostali zatrzymani m.in. były minister obrony Bacho Achalaja i szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Giorgi Kalandadze. Policja postawiła im zarzut pobicia sześciu żołnierzy. W obawie przed zemstą przeciwników politycznych z kraju wyjechali były pełniący obowiązki ministra obrony Dmitrij Sziszkin i minister sprawiedliwości Zurab Adeaszwili. Zatrzymanie Achalai i Kalandadze potępił sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen. Ręczyć za zatrzymanych oficerów walczących z armią rosyjską w wojnie o separatystyczną Osetię Południową w 2008 r. chciało kilkudziesięciu deputowanych prezydenckiego Zjednoczonego Ruchu Narodowego. Na znak protestu bojkotowali posiedzenie parlamentu.
Tbiliscy eksperci prognozowali, że aresztowania współpracowników Saakaszwilego mają doprowadzić do zatrzymania także prezydenta. Niektórzy twierdzili, że wyjedzie z kraju i jako polityk znany z przeprowadzenia reform zostanie przyjęty w wielu państwach.
– Nie sądzę, by Saakaszwilemu coś groziło. On czuje się pewnie. Dotrwa do końca kadencji prezydenckiej i po jej zakończeniu, podobnie jak inni przywódcy na świecie, zajmie się działalnością charytatywną lub naukową – mówi „Rz" Lewan Ramiszwili, szef Instytutu Wolności w Tbilisi.
Tymczasem prokuratura w Tbilisi wznowiła śledztwo w sprawie śmierci w 2005 r. byłego premiera Zuraba Żwanii. Oficjalna wersja mówiła o zaczadzeniu. Zeznania w tej sprawie ma składać rodzina Żwanii. Brat zmarłego twierdzi, że do jego śmierci doprowadzili ludzie Saakaszwilego.