Ashton doceniana
Catherine Ashton stoi na czele unijnej dyplomacji od grudnia 2010 roku. Wtedy to powstała Europejska Służba Działań Zewnętrznych, która ma reprezentować wspólne interesy państw członkowskich na całym świecie. Brytyjska polityk o minimalnym doświadczeniu w polityce zagranicznej i na stanowiskach wykonawczych (przez rok była komisarzem UE ds. handlu) dostała zadanie zbudowania od zera korpusu dyplomatycznego i sprostania wielkim ambicjom wyłożonym w traktacie lizbońskim. Od początku jest celem krytyki, choć ma na swoim koncie pozytywne dokonania.
Jedno z nich to reakcja UE na arabską wiosnę. Upadek niektórych dyktatorów w Afryce Północnej zachęcił Brukselę do sformułowania nowej polityki sąsiedztwa. Zamiast dotychczasowego selektywnego podejścia i przekazywania korzyści krajom rządzonym przez dyktatorów, Ashton – wraz z komisarzem Stefanem Fuele – przygotowała nowy koncept: więcej za więcej. Czyli im bardziej kraj jest demokratyczny i im bliższy jest europejskich standardów, tym więcej pomocy może otrzymać. Edward Burke, były ekspert londyńskiego Centre for European Reform, w analizie przygotowanej dla tego think tanku chwali także Ashton za działania na rzecz pokoju w Sudanie czy walkę z piractwem u wybrzeży Somalii. Ashton jest także powszechnie doceniana za prowadzenie skomplikowanych negocjacji z Iranem, dotyczących programu nuklearnego, a także za próbę wypracowania wspólnego stanowiska w sprawie sankcji wobec tego kraju oraz sankcji wobec Syrii.
Błędy w konstrukcji
Po drugiej stronie są jednak liczne niedociągnięcia, które można przypisać częściowo samej Ashton, częściowo błędnej konstrukcji jej stanowiska, a wreszcie wyraźnemu oporowi wielkich państw UE wobec wspólnej polityki zagranicznej. – Na stanowisko szefa unijnej dyplomacji wybrano osobę z kraju najmniej zainteresowanego wspólną polityką zagraniczną – zauważa Jacek Saryusz-Wolski. Ashton ma też problem ze stworzeniem spójnego korpusu dyplomatycznego w sytuacji, gdy jego członkowie pochodzą z różnych unijnych instytucji. Wreszcie Brytyjka ma dwie funkcje: jest wysoką przedstawiciel UE, czyli Rady, a jednocześnie wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej. W zamyśle miało to jednoczyć zasoby obu instytucji i zbliżyć stolice państw członkowskich do Brukseli w ich wizjach polityki zagranicznej. W praktyce doprowadziło do chaosu organizacyjnego.
Cornelius Ochmann, ekspert Fundacji Bertelsmanna
Prośba ministra Sikorskiego nie powinna być dla Cahterine Ashton zaskoczeniem. Trudno ocenić, jakie może podjąć działania. To sytuacja nowa i wymaga konsultacji. Szefowa unijnej dyplomacji jest uzależniona od szefów dyplomacji krajów członkowskich, co zdecydowanie ogranicza jej pole działania. Pełni funkcję swego rodzaju straży pożarnej, reprezentując Brukselę w sytuacjach konfliktowych. Chodzi o takie sprawy, jak Libia czy Syria. Wypada gorzej czy lepiej, ale nie stała się nigdy przedmiotem krytyki niemieckiego MSZ. Za to eksperci nie szczędzą negatywnych ocen jej działalności, zarzucając dyplomacji europejskiej brak jasnych celów. Z drugiej strony kryzys euro i związane z tym problemy nie sprzyjają koncentrowaniu się na sprawach przyszłości. Spodziewać się jednak należy, że wcześniej czy później państwa Unii dojdą do wniosku, iż korzystne będzie dla nich prezentowanie jednolitego stanowiska w relacjach z wielkimi państwami, jak Chiny czy Rosja.—p.jen.