Departament Stanu ponosi częściową odpowiedzialność za tragiczne skutki zamachu w Benghazi 11 września 2012 r., gdzie zginęło czterech obywateli USA, w tym ambasador Christopher Stephens – taka jest w gruncie rzeczy teza raportu opublikowanego przez Accountability Review Board.
W reakcji do dymisji podał się zastępca sekretarza stanu ds. bezpieczeństwa Eric Boswell. Jego szefowa Hillary Clinton przyjęła rezygnację – potwierdziła rzeczniczka departamentu Victoria Nuland. Z resortu odeszła też zastępczyni sekretarza stanu Charlene Lamb, odpowiedzialna bezpośrednio za bezpieczeństwo ambasad. Cztery inne osoby w dwóch różnych departamentach wysłano na przymusowy urlop. Ich nazwisk nie podano do publicznej wiadomości – znalazły się natomiast w utajnionym raporcie przesłanym do Komisji Spraw Zagranicznych obu izb Kongresu.
Na tym nie koniec. Na Kapitolu rozpoczęły się w czwartek przesłuchania w sprawie ataku na konsulat w Benghazi. Początkowo już pierwszego dnia miała zeznawać Hillary Clinton, ale uniemożliwiła jej to choroba. Sekretarz stanu przesłała do Kongresu list, w którym przyjmuje do wiadomości raport komisji i zapowiada, że wcieli w życie zawartych w nim 29 rekomendacji dotyczących poprawy bezpieczeństwa placówek dyplomatycznych. Przyznała też, że jej resort wymaga „systemowych zmian".
Republikanie zapowiedzieli, że będą robili wszystko, aby Clinton pojawiła się przed komisją Kongresu jeszcze przed jej odejściem ze stanowiska i rozpoczęciem nowej kadencji administracji.
„To ważne dla całego kraju. Powinniśmy lepiej zrozumieć, jak Departament Stanu funkcjonuje od środka" – oświadczył republikański senator z Tennessee Bob Corker. Hillary Clinton zamierza odejść z administracji w styczniu. Jej następcą zostanie najprawdopodobniej senator z Massachusetts John Kerry.