Nie wspomianali o nim podczas wczorajszych obchodów święta niepodległości (przypadała nierówna 57. rocznica), a jak sugerował jeden z liderów opozycji, nawet negują jego rolę w wyrwaniu się spod kurateli Paryża. Dla wielu, zwłaszcza starszych Tunezyjczyków, był to szok, nie tylko dla ekswspółpracowników Burgiby i jego następcy Zin el Abidina Ben Alego (a takim jest wspomniany lider opozycji). Także dla tych, co dwa lata temu z całych sił wspierali rewolucję, która obaliła dyktaturę Ben Alego.
Bo choć jeden i drugi nie byli demokratami, to o pierwszym prezydencie Tunezji krążyły opowieści, że nie rozkradał majątku narodowego.
– Przyszedł kiedyś na uroczystość obrzezania swego wnuka. Odbywało się to w nowym domu jego syna. „Skąd wziąłeś pieniądze na taki piękny duży dom?" – spytał syna i zażądał: „Jutro masz się go pozbyć". Taki był Burgiba, sam nie dbał o swój majątek i krewnym willi i pałaców nie pozwalał stawiać. Odwrotnie niż Ben Ali – opowiadał w styczniu 2011 roku cytowany w reportażu "Mój brat obalił dyktatora" przedsiębiorca ze starszego pokolenia.
Ben Ali - który w połowie lat 80. odsunął od władzy swojego dobroczyńcę Burgibę, zmuszając lekarzy do potwierdzenia, że jest on już tak chory i stary, że nie nadaje do rządzenia - wypompował potem z kraju miliardy dolarów, rozdawał posady bliższej i dalszej rodzinie i nie baczył na to, jak rozpasany styl życia prowadziła. Wbrew diagnozie medyków Burgiba dożył 2000 roku, ale ostatnie kilkanaście lat spędził w areszcie domowym.
Islamiści odcinają się od Burgiby, bo jego Tunezja obnosiła się ze świeckością i walczyła z organizacjami odwołującymi się do religii.