Nie ma miejsc dla Turków

W najgłośniejszym procesie ostatnich lat w sali monachijskiego sądu nie będzie mediów tureckich.

Publikacja: 29.03.2013 00:55

Społeczność turecka w Niemczech liczy już prawie dwa i pół miliona osób

Społeczność turecka w Niemczech liczy już prawie dwa i pół miliona osób

Foto: AFP

Ośmiu niemieckich Turków zamordowali terroryści z organizacji Podziemie Narodowosocjalistyczne (NSU) przez sześć lat ubiegłej dekady. Mordowali imigrantów z powodu przekonań ideologicznych, uznając, że nie powinno być dla nich miejsca w kraju, który powinien zachować czystość rasową.

Ale w Niemczech mieszka już ponad dwa i pół miliona Turków, co wywołało zbrodniczą reakcję trzyosobowej grupy terrorystów ze wschodnioniemieckiego Eisenach. Dwoje z nich odebrało sobie życie, nim służby specjalne wpadły na ich ślad. Ich wspólniczkę Beate Zschäpe czeka wkrótce proces w Monachium. Ale nie będą go mogli śledzić tureckie media, bo sąd kierując się zasadą kto pierwszy, ten lepszy, podjął decyzję, że akredytację i miejsca na sali otrzymają te redakcje, które odpowiednio wcześnie złożyły wnioski.

Koniec dialogu

W środowisku tureckim zawrzało. – Decyzja sądu jest kolejnym przejawem dyskryminacji społeczności tureckiej w Niemczech – twierdzi wychodzący w Niemczech turecki „Hürriyet". Nie ma co do tego wątpliwości stowarzyszenie zagranicznych dziennikarzy w Niemczech ani także środowisko niemieckich dziennikarzy. Co więcej, jak na razie nie przewidziano miejsca na sali dla ambasadora Turcji ani też dla rzecznika praw obywatelskich Turcji, który zgłosił chęć obserwowania procesu. Sąd nie godzi się na przekazanie w akcie solidarności akredytacji tureckiej telewizji przez niemiecką telewizję publiczną.

Nie ma też mowy o transmisji wideo w gmachu sądu dla tych dziennikarzy, dla których nie ma miejsca na sali. – To zrozumiałe, gdyż w przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z procesem pokazowym. Z kolei bezpośrednia transmisja telewizyjna oznaczałaby pogwałcenie praw oskarżonych – broni decyzji sądu Siegfried Kauder, przewodniczący komisji prawnej Bundestagu.

Wielu polityków krytykuje decyzję sądu, zwracając uwagę, że zaognia ona i tak już napięte relacje ze społecznością turecką.

– Rządowi nie zależy już na poprawie relacji ze społecznością islamską, w większości turecką – skarży się „Rz" Ali Kizylkaya, szef Rady Islamskiej, jednej z największych organizacji islamskich w Niemczech.

Rada, podobnie jak cztery inne organizacje, uczestniczyła w Konferencji Islamskiej, czyli rozpoczętego w 2006 roku dialogu rządu z wyznawcami islamu, jednak wycofała się, uznając, że strona rządowa przekształciła formułę dialogu w swego rodzaju forum kontroli nad społecznością islamską, koncentrując się na sprawach bezpieczeństwa i ochrony przed rzekomym zagrożeniem terrorystycznym ze strony ekstremistów islamskich w Niemczech. W pracach konferencji bierze obecnie udział zaledwie jedna organizacja.

– Nie jesteśmy gotowi poddać się kontroli agend rządowych i nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć naszej młodzieży, dlaczego miałaby wykazywać większą identyfikację z państwem niemieckim w chwili gdy okazuje im coraz mniej zaufania – mówi Kizylkaya.

A jeszcze kilka lat temu, aby uniknąć bojkotu pierwszego posiedzenia konferencji, Deutsche Oper zdjęła z afisza operę Mozarta „Idomeneo – Król Krety". Oburzenie środowisk muzułmańskich wywołała końcowa scena opery, w której król Idomeneo wyjmuje z worka ociekające krwią głowy Jezusa, Buddy, Posejdona i proroka Mahometa.

Sojusznik znad Bosforu

Od tego czasu minęło sporo lat. Przez Niemcy przetoczyła się wielka dyskusja nad książką Thilo Sarrazina, w której udowadniał, że imigranci z krajów islamskich ciągną Niemcy w dół i trzeba coś z tym zrobić. Wcześniej pisał o Turkach, że „nie spełniają żadnej produktywnej funkcji, jeżeli nie liczyć handlu owocami i warzywami" oraz że „produkują przy tym mnóstwo małych dziewczynek w muzułmańskich chustach". Niejako  w odpowiedzi na takie tezy prezydent Christian Wulff oświadczył publicznie, że „ islam należy do Niemiec", na co ostro zaprotestował szef niemieckiego MSW.

Społeczność turecka ma jednak niezawodnego sojusznika w walce o swe prawa. Jest nim Recep Tayyip Erdogan, premier Turcji. Domaga się więcej meczetów w Niemczech, podwójnego obywatelstwa dla niemieckich Turków oraz tureckich gimnazjów jak Niemcy długie i szerokie. Od dawna żąda też od Berlina, aby zrewidował swe stanowisko w sprawie członkostwa Turcji w UE i aby zamiast „uprzywilejowanego partnerstwa", przy czym upiera się Angela Merkel, Niemcy nie blokowały drogi Turcji do Brukseli.

Ale prawdziwą kością niezgody jest od lat sytuacja tureckiej społeczności w Niemczech. Berlin chce, aby byli lojalnymi obywatelami Niemiec. Ankara jest zdania, że tureccy imigranci nawet w trzecim pokoleniu nie powinni zrywać więzi z macierzą i oskarża Niemców o chęć ich całkowitego zniemczenia. Premier Erdogan nie bawi się przy tym w żadne dyplomatyczne niuanse i mówi głośno, o co mu chodzi.

Wolne w święto islamskie

– Asymilacja to zbrodnia przeciwko ludzkości – ogłosił kilka lat temu na 20-tysięcznym wiecu w Kolonii. W wywiadzie dla „Die Zeit" domagał się utworzenia w Niemczech tureckich gimnazjów jako swego rodzaju opoki tureckiej kultury i tradycji nad Renem. W Niemczech zawrzało. Politycy wszystkich opcji poczuli się dotknięci, zarzucając Erdoganowi, że myli pojęcia asymilacji i integracji.

Tak czy owak niemieccy Turcy nie czują się w Niemczech komfortowo. – Nawet ekspertyzy niemieckich socjologów potwierdzają raz po raz, że społeczność turecka jest dyskryminowana. Z tureckim nazwiskiem trudniej zdobyć pracę czy wynająć mieszkanie – przekonuje „Rz" Ahmed Külahci, publicysta „Hürriyet".

Lista pretensji jest nadal długa. Znajdują się na niej nie tylko żądania wprowadzenia nauki islamu w szkołach, ale także ustanowienia dnia wolnego od pracy dla muzułmanów w czasie ramadanu, prawa pochówku bez trumny czy bardziej liberalnych przepisów zezwalających na rytualny ubój zwierząt. – Z 350 tys. dzieci muzułmańskich w Nadrenii-Północnej Westfalii nauką islamu objętych jest zaledwie 5 tys. – tłumaczy Ali Kizylkaya.

Rytualny ubój zwierząt jest wprawdzie teoretycznie możliwy, ale ograniczenia są tak wielkie, że praktycznie nie istnieje. Na dobrej drodze jest realizacja postulatów dotyczących pochówku.  Obietnic jest znacznie więcej, lecz Turcy w nie nie wierzą.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020