Tym wyborom nikt dobrze nie wróżył. Pakistańczycy mieli wyłonić deputowanych do Zgromadzenia Narodowego, czyli niższej izby parlamentu, oraz członków parlamentów prowincji. Talibowie zapowiedzieli jednak, że będą zabijać podczas wieców świeckich polityków, i słowa dotrzymali.
Kampanię znaczyły trzy, cztery zabójstwa polityczne każdego dnia. Łącznie w ciągu ostatniego półtora miesiąca zginęło ponad 130 osób. W prowincji Północny Waziristan, uważanej za twierdzę talibanu, podczas piątkowych modłów ogłoszono w meczetach, że kobiety mają zakaz wychodzenia z domów w czasie, gdy otwarte będą lokale wyborcze. W sobotę, w dniu wyborów, w atakach zginęło co najmniej 21 osób. Jakby tego było mało, w 66-letniej historii Pakistanu nie zdarzyło się dotąd, by cywilny rząd przejął władzę od poprzedniego, wyłonionego w ten sam sposób.
Mimo to większość lokali wyborczych zamknięto z godzinnym opóźnieniem, bo setki chętnych czekały na możliwość oddania głosu. Zaraz po zamknięciu lokali pakistańskie media zgodnym chórem otrąbiły, że zakończone właśnie wybory to historyczny triumf demokracji. Frekwencja była najwyższa od 1977 r. Co więcej, choć wojskowi rządzili Pakistanem przez prawie połowę jego historii i zawsze potężny wywiad wojskowy ISI próbował manipulować wynikami, tym razem po raz pierwszy nie ma dowodów, by do tego doszło.
Sport narodowy
Za faworyta wyścigu uważano Imrana Khana i jego Ruch na rzecz Sprawiedliwości. Niegdyś powszechnie uwielbiany gwiazdor krykieta (to sport narodowy w Pakistanie) postawił na młodych, dobrze wykształconych mieszkańców miast. Obiecał im reformy gospodarcze, ale przede wszystkim „tsunami", które ze sceny politycznej zmiecie często skorumpowane, polityczne klany, które od dziesięcioleci walczą między sobą o władzę. Khan opowiadał się za dialogiem z talibami i podczas wieców odgrażał się Amerykanom, że gdy wygra i zostanie premierem, nie zawaha się przed wydaniem rozkazu strącenia samolotów CIA, które bez zgody Islamabadu prowadzą naloty w regionach graniczących z Afganistanem, często zabijając niewinnych cywilów.
Gdy we wtorek, cztery dni przed wyborami, podczas wiecu spadł z zawieszonej kilkanaście metrów nad ziemią platformy i został poważnie ranny, poparcie dla niego w sondażach jeszcze poszybowało w górę. – Spodziewaliśmy się znacznie lepszego wyniku – oświadczyła rzeczniczka Imrana Khana, gdy okazało się, że Ruch na rzecz Sprawiedliwości zdobył – wedle wstępnych wciąż wyników – zaledwie 34 miejsca w 272-osobowym parlamencie.