Pakistan: demokracja wygrała

Mimo zamachów Pakistańczycy nie dali się zastraszyć i po raz pierwszy cywile oddali władzę cywilom.

Publikacja: 13.05.2013 02:47

Po zamknięciu lokali wyborczych w Lahore wspólnie świętowali zwolennicy różnych partii

Po zamknięciu lokali wyborczych w Lahore wspólnie świętowali zwolennicy różnych partii

Foto: AFP

Tym wyborom nikt dobrze nie wróżył. Pakistańczycy mieli wyłonić deputowanych do Zgromadzenia Narodowego, czyli niższej izby parlamentu, oraz członków parlamentów prowincji.  Talibowie zapowiedzieli jednak, że będą zabijać podczas wieców świeckich polityków, i słowa dotrzymali.

Kampanię znaczyły trzy, cztery zabójstwa polityczne każdego dnia. Łącznie  w ciągu ostatniego półtora miesiąca zginęło ponad 130 osób. W prowincji Północny Waziristan, uważanej za twierdzę talibanu, podczas piątkowych modłów ogłoszono w meczetach, że kobiety mają zakaz wychodzenia z domów w czasie, gdy otwarte będą lokale wyborcze. W sobotę, w dniu wyborów, w atakach zginęło co najmniej 21 osób. Jakby tego było mało, w 66-letniej historii Pakistanu nie zdarzyło się dotąd, by cywilny rząd przejął władzę od poprzedniego, wyłonionego w ten sam sposób.

Mimo to większość lokali wyborczych zamknięto z godzinnym opóźnieniem, bo setki chętnych czekały na możliwość oddania głosu. Zaraz po zamknięciu lokali pakistańskie media zgodnym chórem otrąbiły, że zakończone właśnie wybory to  historyczny triumf demokracji. Frekwencja była najwyższa od 1977 r. Co więcej, choć wojskowi rządzili Pakistanem przez prawie połowę jego historii i zawsze potężny wywiad wojskowy ISI próbował manipulować wynikami, tym razem po raz pierwszy nie ma dowodów, by do tego doszło.

Sport narodowy

Za faworyta wyścigu uważano Imrana Khana i jego Ruch na rzecz Sprawiedliwości. Niegdyś powszechnie uwielbiany gwiazdor krykieta (to sport narodowy w Pakistanie) postawił na młodych, dobrze wykształconych mieszkańców miast. Obiecał im reformy gospodarcze, ale przede wszystkim „tsunami", które ze sceny politycznej zmiecie często skorumpowane, polityczne klany, które od dziesięcioleci walczą między sobą o władzę. Khan  opowiadał się za dialogiem z talibami i podczas wieców odgrażał się Amerykanom, że gdy wygra i zostanie premierem, nie zawaha się przed wydaniem rozkazu strącenia samolotów CIA, które bez zgody Islamabadu prowadzą naloty w regionach graniczących z Afganistanem, często zabijając niewinnych cywilów.

Gdy we wtorek, cztery dni przed wyborami, podczas wiecu spadł z zawieszonej kilkanaście metrów nad ziemią platformy i został poważnie ranny, poparcie dla niego w sondażach jeszcze poszybowało w górę. – Spodziewaliśmy się znacznie lepszego wyniku – oświadczyła rzeczniczka Imrana Khana, gdy okazało się, że Ruch na rzecz Sprawiedliwości zdobył – wedle wstępnych wciąż wyników – zaledwie 34 miejsca  w 272-osobowym parlamencie.

Choć ostateczny wynik komisja wyborcza ma ogłosić dopiero  jutro, już wiadomo, że niekwestionowanym zwycięzcą jest były premier Nawaz Sharif i jego konserwatywna Pakistańska Liga Muzułmańska Nawaz. Z przeliczonych dotąd głosów wynika, że zdobyła 127 miejsc, co oznacza, że samodzielnie będzie mogła utworzyć rząd większościowy.

Sharif, dwukrotnie premier Pakistanu, to legenda pakistańskiej sceny politycznej. Po tym, jak jego rząd obalono podczas wojskowego zamachu stanu w 1999 r., został skazany przez wojskowy trybunał za terroryzm i porwania na dożywocie, a rok później wygnano go z kraju. Kolejne lata spędził w Arabii Saudyjskiej.

– Pakistan potrzebuje silnego rządu, który będzie podejmować odważne decyzje – mówił do wiwatującego tłumu, ogłaszając się zwycięzcą wyborów.

Sprawa rodzinna

W wywiadzie, jakiego Nawaz Sharif udzielił wczoraj, podkreślał, że nie spodziewa się problemów ze strony wojskowych, bo „rozumie, iż zamach stanu, który pozbawił go władzy 14 lat temu, był inicjatywą gen. Perweza Muszarafa [późniejszego prezydenta – red.], a nie całej armii". Zapowiedział też, że zacznie starania o naprawę podupadłych w ostatnich latach stosunków ze Stanami Zjednoczonymi i Afganistanem. Sharif, tak samo jak Khan, jednoznacznie opowiada się za dialogiem z talibami.

Jego największym wrogiem może się jednak okazać klan Buhtto, przez który przed laty w zasadzie został politykiem. Nawaz Sharif pochodzi z zamożnej rodziny związanej z przemysłem hutniczym w Lahore. Gdy w latach 70. ówczesny prezydent Zulfikar Ali Bhutto zarządził nacjonalizację sektora prywatnego, rodzina Sharifa straciła majątek, a on – jako najstarszy syn – został zmuszony do zajęcia się polityką, by na klanie Bhutto wziąć rewanż i odzyskać utracone przedsiębiorstwa. Dzięki doskonałemu wykształceniu i protekcji wojskowego dyktatora, Zia ul-Haka karierę polityczną zrobił błyskawicznie stając na czele lokalnego rządu w najludniejszej pakistańskiej prowincji, Pendżabie. Przyrzeczony rodzinie rewanż wziął w 1990 r., gdy w wyścigu wyborczym pokonał córkę Zulfikara, Benazir Bhutto. Odpłaciła mu trzy lata później. Oskarżenia o korupcję i pranie brudnych pieniędzy, których nigdy nie udowodniono Sharifowi przed sądem, pozbawiły go stanowiska premiera.

Bieda, drożyzna, talibowie

W sobotę Sharif zadał kolejny cios. Największym przegranym wyborów jest bowiem ruch polityczny klanu  Bhutto, czyli Partia Ludowa, która rządziła Pakistanem przez ostatnich pięć lat. Wstępne wyniki wskazują, że ludowcy zdobyli około 30 mandatów. Pakistańczycy wystawili im w ten sposób rachunek za gospodarczą zapaść ostatnich lat, drożyznę, reglamentację prądu, brak umiejętności porozumienia z Kabulem czy Dheli i wojowianie z talibami, które zamiast zapowiadanych zwycięstw, przynosiło kolejne ofiary wśród cywilów. Szalę goryczy przelały klęski żywiołowe – powodzie i susza, które wyniszczyły kraj.

63-letni Sharif, wyjątkowo nieśmiały podczas wywiadów z zachodnimi mediami, uważany jest za pragmatyka.  Zapowiedział, że wstępny skład rządu postara się ogłosić jeszcze w tym tygodniu.

Już po zamknięciu tego numeru "Rz" media poinformowały o samobójczym zamachu bombowym przed domem należącym do szefa policji w prowincji Beludżystan, na południowym zachodzie Pakistanu. 6 osób poniosło śmierć, a 46 zostało rannych.

Zamachowiec zdetonował samochód wypełniony dużą ilością materiałów wybuchowych w momencie, w którym szef policji Musztak Sukera wchodził do swego domu w mieście Kweta, stolicy prowincji Beludżystan. Sukera nie odniósł żadnych obrażeń.

Według miejscowych władz, wśród ofiar śmiertelnych jest dwóch policjantów, trzech członków formacji paramilitarnych i przypadkowy przechodzień.

Zamachu dokonano wkrótce po zakończeniu wyborów parlamentarnych w Pakistanie, do bojkotu których wzywali islamiści.

amk, pap

Tym wyborom nikt dobrze nie wróżył. Pakistańczycy mieli wyłonić deputowanych do Zgromadzenia Narodowego, czyli niższej izby parlamentu, oraz członków parlamentów prowincji.  Talibowie zapowiedzieli jednak, że będą zabijać podczas wieców świeckich polityków, i słowa dotrzymali.

Kampanię znaczyły trzy, cztery zabójstwa polityczne każdego dnia. Łącznie  w ciągu ostatniego półtora miesiąca zginęło ponad 130 osób. W prowincji Północny Waziristan, uważanej za twierdzę talibanu, podczas piątkowych modłów ogłoszono w meczetach, że kobiety mają zakaz wychodzenia z domów w czasie, gdy otwarte będą lokale wyborcze. W sobotę, w dniu wyborów, w atakach zginęło co najmniej 21 osób. Jakby tego było mało, w 66-letniej historii Pakistanu nie zdarzyło się dotąd, by cywilny rząd przejął władzę od poprzedniego, wyłonionego w ten sam sposób.

Pozostało 86% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019