Wszystko wskazuje na to, że 90-letni już przywódca Zimbabwe ani myśli o przejściu na emeryturę a liczenie głosów po zakończonych w środę wyborów znów potwierdzi bezgraniczne zaufanie narodu do "ojca rewolucji". W czwartek usłyszał formułę "podwójne F" ("free and fair", czyli wolne i uczciwe) od Zimbabweńskiej Komisji Wyborczej.
To, że ważność wyborów uznali zastraszeni urzędnicy nie jest zaskoczeniem. Dziwne, że tym razem większych zastrzeżeń nie zgłosili obserwatorzy ze Wspólnoty Rozwoju Afryki Południowej (SADC), ani obecny na miejscu Olusegun Obasanjo, były prezydent Nigerii. Tymczasem opozycja wskazuje na kontynuację polityki oszustw wyborczych: zastraszanie wyborców, tworzenie fałszywych list wyborczych, podwójne głosowania, albo brak kart wyborczych dla członków sił bezpieczeństwa. Zresztą nawet bez politycznych dyrektyw fatalna organizacja i brak pieniędzy spowodowały chaos w trakcie przygotowań do wyborów.
Tylko niewielu ośmieliło się w latach dyktatorskich rządów przeciwstawić tyranii Mugabego i jego partii ZANU-PF (Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe - Front Patriotyczny) w dużej mierze wzorującej się na socjalizmie rodem z dawnego bloku sowieckiego. W latach 80. jedyna zbrojna próba oporu ludu Matebele została utopiona we krwi, potem nastała epoka policyjnych prześladowań, cenzury, nacjonalizacji majątków i wszechobecnej propagandy partyjnej. Rzecz jasna - w takich warunkach nie mogły się odbyć żadne wolne wybory, a kolejne elekcje mające pro forma zatwierdzić władzę ZANU-PF i jej wodza były fałszowane, a opozycja zastraszana. Nie pomogły protesty i międzynarodowe sankcje.
Szansa na zmianę pojawiła się podczas wyborów w 2008 r. kiedy przeciwko Mugabemu odważył się stanąć znany działacz związkowy, wielokrotnie prześladowany Morgan Tsvangirai stojący na czele Ruchu na rzecz Demokratycznej Zmiany (MDC). Ku zaskoczeniu władz opozycja najprawdopodobniej wygrała pierwszą turę wyborów, tak więc przed długo odwlekaną druga turą doszło do oburzających prześladowań przeciwników dyktatury. Zginęło kilkudziesięciu aktywistów MDC, spalono tysiące domów domniemanych "wrogów ustroju".
W drugiej turze Mugabe otrzymał... 85 proc. głosów. Wskutek międzynarodowych protestów i przy mediacji SADC prezydent musiał w końcu "podzielić się" władzą przystając na utworzenie stanowiska premiera, które objął Tsvangirai.