Słowa rosyjskiego eksperta nie do końca odpowiadają rzeczywistości. Umowa gazowa między Kijowem a Moskwą została podpisana w 2009 roku. Zgodnie z tym dokumentem Ukraina jest zobowiązana kupować i tranzytować do UE rosyjski gaz aż do 2019 roku. Dziś Ukraina płaci za 1000 m sześc. gazu około 425 dolarów, Niemcy – 380. Biorąc pod uwagę to, że Ukraina znajduje się w odległości zaledwie 600 km od źródła gazowego, a Niemcy ponad 2400 km i chodzi o ten sam gazociąg – cena dla Ukrainy jest zdecydowanie ceną polityczną. Po za tym Ukraina rocznie importuje około 20 mld. m sześc. gazu więcej niż Niemcy.
To wszystko daje podstawy przypuszczać, że powodem nieporozumień po raz kolejny jest europejska integracja Ukrainy, której od lat sprzeciwia się Kreml. Doradca rosyjskiego prezydenta Władymira Putina Sergiej Glaziew wielokrotnie uprzedzał, że jeżeli dojdzie do podpisania tej umowy, Rosja odpowie sankcjami ekonomicznymi. Dwa miesiąca temu Moskwa zablokowała na swojej granicy ukraińskie towary i naraziła tym samym Kijów na milionowe straty. Dziś cena, jaką Ukraina płaci za integrację z Unią, to cena błękitnego paliwa z Rosji.
Ukraina od kilku miesięcy domaga się zmiany warunków umowy gazowej z Rosją. Jednak Gazprom zachowuje zimną krew i nie zamierza obniżać ceny Ukraińcom. Podczas tegorocznej konferencji Jałtańskiej Strategii Europejskiej Azarow powiedział, że kontrakt gazowy, podpisany przez poprzedni rząd Julii Tymoszenko spowodował straty szacowane na ponad 5 mld. dolarów.
- Te 5 mld. zahamowało realizację infrastrukturalnych projektów na Ukrainie – mówił ukraiński premier. – Ile można było za te pieniądze zrobić dobrego dla kraju? – przekonywał Azorow.
Po „pomarańczowej rewolucji", zaczęło dochodzić do ciągłych konfliktów gazowych, pomiędzy Rosją a Ukrainą. Ten w 2009 roku zakończył się całkowitym wstrzymaniem dostaw gazu transportowanego do Europy z gazociągu leżącego na terenie Ukrainy. Wtedy Kijów kupował rosyjski gaz po najwyższej cenie w Europie. Wstrzymanie dostaw spowodowało straty kilkudziesięciu europejskich państw, zależnych od rosyjskiego gazu przechodzącego przez ukraińskie rury. Rząd Julii Tymoszenko podpisał pod międzynarodową presją niewygodną dla siebie umowę gazową z Rosją. Po przegranych wyborach prezydenckich w 2010 roku „pomarańczowa lady" została uznana za winną spowodowania strat przedsiębiorstwa Naftohaz Ukrainy i skazana na karę 7 lat pozbawienia wolności.
O podwójnych standardach Moskwy świadczy również cena gazu dla Białorusi. Dziś Mińsk płaci za 1000 m sześc. gazu 160 dolarów. To ponad dwa razy mniej, niż Ukraina. Jednak w odróżnieniu od białoruskich władz Kijów nie sprzedawał Moskwie gazociągów i nie wstępował do Unii Celnej z Rosją. Tym samym zachował swoją proeuropejską orientację, która dziś w państwach byłego ZSRR jest bardzo kosztownym sposobem na przetrwanie.