Niemcy: SPD robi zwrot na lewo

Niemieccy socjaldemokraci gotowi współpracować w przyszłości z postkomunistami.

Publikacja: 14.11.2013 01:00

Gregor Gysi, szef frakcji Lewicy w Bundestagu. fot. Martin Schutt.

Gregor Gysi, szef frakcji Lewicy w Bundestagu. fot. Martin Schutt.

Foto: AFP

Nie wykluczamy w przyszłości żadnej koalicji z wyjątkiem partii ekstremalnych czy prawicowo-populistycznych – takie zdanie umieszczone w projekcie uchwały na rozpoczynający się dzisiaj zjazd SPD wywołuje w Niemczech burzę emocji. Oznacza bowiem, że niemieccy socjaldemokraci deklarują gotowość do współpracy z postkomunistami z ugrupowania Lewica. Nie teraz, lecz za kilka lat. Być może w wyniku następnych wyborów w 2017 roku. Niemniej jednak cały pomysł ma posmak sensacji.

Oznacza to, że postkomuniści wywodzący swój rodowód w prostej linii z SED z czasów NRD, przestają odgrywać rolę trędowatych na niemieckiej scenie politycznej i w niedalekiej już przyszłości zasiąść mogą w ławach rządowych. Teoretycznie mogliby już obecnie znaleźć się w rządzie, gdyby SPD zdecydowała się z nimi na współpracę po wrześniowych wyborach do Bundestagu. Potrzebny byłby wprawdzie jeszcze jeden partner w postaci ugrupowania Zielonych. Ci nie mieli nic przeciwko. W sumie koalicja złożona z SPD, Zielonych i Lewicy dysponowałaby 320 mandatami w Bundestagu. Opozycją byłoby wtedy zwycięskie w ostatnich wyborach ugrupowanie Angeli Merkel – CDU/CSU.

Zawiązanie takiego sojuszu proponował jeszcze przed wyborami Gregor Gysi, szef frakcji Lewicy w Bundestagu. W takim układzie Gysi, były współpracownik Stasi, służby bezpieczeństwa w czasach NRD, widział siebie w roli wicekanclerza i szefa MSZ.

SPD nie zdecydowało się na takie rozwiązanie, gdyż za wielkie były rozbieżności w kierownictwie partii, a 470 tys. jej członków było na taki zwrot całkowicie nieprzygotowanych.

Za cztery lata   niemieccy postkomuniści mają szansę na udział w rządzie

W kierownictwie SPD nie ma nadal zgody, o czym świadczy wypowiedź Peera Steinbrücka, kandydata partii na kanclerza w niedawnych wyborach. Jednoznacznie skrytykował pomysł możliwego sojuszu z postkomunistami. Ale za takim rozwiązaniem jest szef partii Sigmar Gabriel. – Jest w tym pomyśle także pewnego rodzaju sygnał dla CDU/CSU – mówi „Rz" Kai -Olaf Lang, politolog. Zostaje wysłany w chwili, gdy SPD i CDU/CSU prowadzą już czwarty tydzień rokowania koalicyjne i są jeszcze dalekie od porozumienia w wielu ważnych sprawach.

„Frankfurter Allgemeine Zeitung" zwraca uwagę, że oferta SPD pod adresem postkomunistów nie jest bezwarunkowa. Ugrupowanie Lewicy musiałoby zrezygnować z absurdalnych żądań wystąpienia Niemiec z NATO oraz uznać realia finansowe RFN i zgodzić się na ograniczanie zadłużenia państwa.

– Ze strony Lewicy to jest do zrobienia – przekonuje Lang. Radykalny program partii jest wynikiem kompromisu pomiędzy postkomunistami ze wschodniej części Niemiec oraz  bardziej nieprzejednanymi dysydentami z SPD z zachodniej części kraju. Oba ugrupowania połączyły się w jedną partię sześć lat temu. Następcy SED są jednak bardziej pragmatyczni i są gotowi uczynić wszystko, aby współrządzić Niemcami. Udział w rządach stanowiłby zamknięcie całej epoki w dziejach postkomunistów, zapewniając im trwałe miejsce na scenie politycznej.

Nie wykluczamy w przyszłości żadnej koalicji z wyjątkiem partii ekstremalnych czy prawicowo-populistycznych – takie zdanie umieszczone w projekcie uchwały na rozpoczynający się dzisiaj zjazd SPD wywołuje w Niemczech burzę emocji. Oznacza bowiem, że niemieccy socjaldemokraci deklarują gotowość do współpracy z postkomunistami z ugrupowania Lewica. Nie teraz, lecz za kilka lat. Być może w wyniku następnych wyborów w 2017 roku. Niemniej jednak cały pomysł ma posmak sensacji.

Oznacza to, że postkomuniści wywodzący swój rodowód w prostej linii z SED z czasów NRD, przestają odgrywać rolę trędowatych na niemieckiej scenie politycznej i w niedalekiej już przyszłości zasiąść mogą w ławach rządowych. Teoretycznie mogliby już obecnie znaleźć się w rządzie, gdyby SPD zdecydowała się z nimi na współpracę po wrześniowych wyborach do Bundestagu. Potrzebny byłby wprawdzie jeszcze jeden partner w postaci ugrupowania Zielonych. Ci nie mieli nic przeciwko. W sumie koalicja złożona z SPD, Zielonych i Lewicy dysponowałaby 320 mandatami w Bundestagu. Opozycją byłoby wtedy zwycięskie w ostatnich wyborach ugrupowanie Angeli Merkel – CDU/CSU.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176