– Nasza strategia polega na zablokowaniu wszystkich dojść do siedziby Janukowycza. Będziemy tu stali do skutku. Chcemy, aby Janukowycz zdymisjonował Azarowa odpowiedzialnego za rozpędzenie manifestantów. Dopiero potem możemy zacząć z nim rozmawiać o powrocie do negocjacji z Unią Europejską – mówił „Rz" Wołodymyr Jaworiwskij pisarz, deputowany partii Julii Tymoszenko Batkiwszczyna. Otaczał nas gęstniejący tłum.
– Nie wiem dokładnie, gdzie jest budynek prezydenta. Jestem pierwszy raz w Kijowie – przyznaje Jurij, student turystyki z Iwano-Frankiwska.
Maria przyjechała ze swoim bratem ze Lwowa: – Do tej pory demonstrowaliśmy u siebie, ale Kliczko wezwał tych, co mogą, aby przyjechali do stolicy. Więc jesteśmy. I zostaniemy do skutku. – To jest moment, w którym decyduje się, czy staniemy się europejskim krajem czy sowiecką dyktaturą – dodaje płynną polszczyzną dobrze ubrany młody człowiek. To Aleksander Goral, prawnik, który polskich korzeni nie ma, ale uważa, że „trzeba znać język sąsiadów".
Na Majdanie już zaczęły się przygotowania do długofalowego protestu. Rozstawiono kilkadziesiąt wojskowych namiotów. W wielkim kotle ktoś gotuje zupę, starsza pani częstuje gorącą herbatą. Tłum pcha się do stojącego przy placu budynku związków zawodowych, czyli tymczasowej kwatery opozycji. – Jest nas tu już 100 tys., będzie więcej – przekonuje Wołodymyr Jaworiwskij. Liczbę manifestantów trudno ustalić, bo zgodnie z przykazaniem Kliczki wielu przeszło z Majdanu na uliczki wokół pałacu prezydenckiego. Ale czy rzeczywiście zebrało się tu aż tak wiele osób, można mieć wątpliwości.
To dopiero początek mroźnej, kijowskiej nocy. Prezydent, który miał dzisiaj lecieć do Chin, odłożył wyjazd o jeden dzień. Tak przynajmniej twierdzi lider Batkiwszczyny Arsenij Jaceniuk. Jeśli to prawda, Janukowycz najwyraźniej chce się jeszcze upewnić, że sytuacja jest na tyle pod kontrolą, że może się bezpiecznie udać na drugi koniec świata. Premier Azarow już dzisiaj odzyskał inicjatywę. Zapowiedział zmiany w swoim gabinecie i obiecał szybkie podjęcie rozmów z Brukselą w sprawie umowy stowarzyszeniowej. W grupie Partii Regionów zaczęto zresztą zbierać podpisy pod uchwałą parlamentarną domagającą się zmiany parafowanego w zeszłym roku porozumienia z UE.
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to klasyczna gra na czas. Licząca ponad tysiąc stron umowa była negocjowana przez Komisję Europejską i ukraińskie władze przez sześć lat. Dlatego szef KE Jose-Manuel Barroso już zapowiedział, że nie zgodzi się na rozmowy o zmianie treści umowy. Zanim to dotrze do świadomości Ukraińców, opozycja może stracić dynamikę, którą udało jej się uruchomić w ostatnich kilkunastu dniach. Tym bardziej że poza Majdanem już takiej jedności w sprawie integracji z Unią nie ma. – Wy, Polacy, nie chcecie nam darować Chmielnickiego. Zachowujecie się jak pan Wołodyjowski. A prawda jest taka, że my nie jesteśmy gotowi na stowarzyszenia z Unią. Jak iść do Europy z taką korupcją? To będzie możliwe, gdy umrze pokolenie, które pamięta komunizm, a młodzi zostaną wychowani w duchu uczciwości i prawa. Na to potrzeba lat – przekonuje Walerij, taksówkarz, który wiózł mnie z lotniska na objęty rewolucyjnym zapałem Majdan.