Były minister spraw zagranicznych Ukrainy o sytuacji w swoim kraju opowiadał w radiowej Jedynce. Według niego, to co się dzieje, można nazwać rewolucją - Teraz to już nie jest pokojowa demonstracja. Ludzie doprowadzeni do wściekłości tym, że władza ich nie słucha, poszli na szturm - powiedział.
Przyznał jednocześnie, że obecny kryzys może być również wynikiem działania obcych sił, grających na podział Ukrainy.
- Kiedy w 2007 roku byłem szefem MSZ widziałem rożne dokumenty, które były efektem działania służb różnych krajów. Były scenariuszami tego, jak dzielić Ukrainę. Wtedy wyglądało to nierealnie. Dzisiaj wszystko wskazuje na to, że taki plan jest realizowany - mówił Jaceniuk.
Polityk dodał, że to, w jakim kierunku potoczą się sprawy, zależy przede wszystkim od prezydenta Janukowycza, który przez ostatnie dwa miesiące "nie chciał przyjmować żadnych rozwiązań" i wydaje się "usatysfakcjonowany tym, co się dzieje". - My przekazaliśmy nasze postulaty. Po pierwsze konieczne jest zlikwidowanie "antydemokratycznych ustaw", które kilka dni temu zostały bezprawnie przyjęte. Po drugie trzeba zmusić rząd do dymisji. Po trzecie uwolnić zatrzymanych opozycjonistów i powstrzymać przemoc - powiedział.
Jaceniuk przestrzegł jednak przed stosowaniem przemocy przez protestujących, bo działa to na korzyść władzy.