Po raz pierwszy od niemal dekady Grecja ma w kasie państwowej ok. 1,3 mld euro nadwyżki do zagospodarowania. Nie brak Greków, którzy wierzą, iż ta wiadomość zwiastuje początek końca greckiej tragedii. Tym bardziej że kilka dni temu greckie media donosiły o rzeczy do tej pory nie do pomyślenia. Że Niemcy rozważają uruchomienie trzeciego pakietu pomocowego dla Grecji, jak twierdzi „Spiegel". – Czy, jak i kiedy, to będziemy wiedzieć w połowie roku – oznajmił minister finansów Wolfgang Schäuble.
To znaczy, że Berlin zdaje sobie sprawę, iż Grecja nie stanie na własnych nogach po zakończeniu w tym roku programów pomocowych w łącznej wysokości 240 mld euro.
Na tym nie koniec dobrych wiadomości dla umęczonych kryzysem Greków. Po raz pierwszy od prawie czterech lat wzrosły obroty handlu detalicznego. Indeksy wskazują na znikome ożywienie gospodarcze w kraju. Przy tym sądy raz po raz wydają orzeczenia, na mocy których rząd powinien odwołać obniżki pensji i świadczeń socjalnych całym grupom zawodowym jak armia, policja czy nauczyciele akademiccy. Kosztować to ma miliard euro.
– Nieraz już podobne orzeczenia były ignorowane i tym razem będzie zapewne tak samo – tłumaczy „Rz" George Tzogopoulos z ateńskiego think tanku Eliamep. W chłodnej ocenie ekonomicznej nic wielkiego się w Grecji nie stało. Zadłużenie sięga już 174 proc. PKB, co daje Grecji drugie po Japonii miejsca na świecie. Niemal dwu na trzech młodych ludzi jest bez pracy.
W starszym pokoleniu pracy nie ma jeden na trzech Greków. – Jak długo można tak żyć? – pyta Aleksis Cipras, szef lewicowego ugrupowania Syriza, i domaga się redukcji greckiego długu o połowę. Tak jak to miało miejsce w 1953 roku w wyniku konferencji londyńskiej w sprawie Niemiec. O takich pomysłach nikt poza Grecją słyszeć nie chce. Ale zbliża się termin wyborów do Parlamentu Europejskiego i znaczące zwycięstwo Syrizy mogłoby mieć duży wpływ na kształt greckiej sceny politycznej.