Ministrowie spraw zagranicznych NATO spotkali się wczoraj w Brukseli na ostatniej naradzie przygotowującej szczyt sojuszu zaplanowany na wrzesień w Walii. To tam przywódcy 28 państw mogą ewentualnie zadecydować o zmianie architektury bezpieczeństwa w Europie. Coraz wyraźniej jednak widać, że NATO nie ma chęci na postulowaną przez Polskę stałą obecność wojskową w naszym regionie.
Sojusz zobowiązał się do nierozmieszczania znaczących sił wojskowych w nowych państwach członkowskich w akcie założycielskim określającym jego relacje z Rosją, podpisanym w 1997 roku. Na razie nie ma większości, żeby to postanowienie zmienić, choć sama Rosja łamie postanowienia dokumentu przez naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy. – Nie chcemy debaty na temat rozmieszczenia znaczących sił. Mamy wystarczające możliwości działania, żeby to nie wyglądało jak prowokacja wobec Rosji – mówi „Rz" wysoki rangą dyplomata jednego z krajów Europy Zachodniej.
Sojusz nie planuje zaproponować Gruzji członkostwa
NATO gotowe jest zgodzić się na zintensyfikowane ćwiczenia wojskowe w naszym regionie, wzmocnione patrole powietrzne czy inne formy wsparcia, ale bez demonstracji wojskowej. Kraje zachodnie wskazują też wyraźnie, że wypowiedzenie aktu założycielskiego mogłoby dać Rosji swobodę w sprawie zbrojeń nuklearnych, a to byłoby zbyt niebezpieczne.
Nie znajduje zrozumienia polski postulat, że nie trzeba wypowiadać aktu, żeby wysłać do nas na stałe jedną brygadę, bo nie są to znaczące siły. – To niepotrzebne z militarnego punktu widzenia, kosztowne i politycznie nieakceptowalne – mówi zachodni dyplomata. Takie deklaracje odzwierciedlają stan opinii publicznej na zachód od Polski. Według ostatniego sondażu trzy czwarte Niemców jest przeciwnych stałej obecności NATO we wschodnich krajach sojuszu. Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, również USA zmieniły retorykę. O ile po inwazji na Krym Amerykanie mocniej akcentowali konieczność przegrupowania sił NATO, o tyle teraz proponują raczej słabsze działania. – Między nierobieniem niczego a rozmieszczeniem znaczących sił jest jeszcze spore pole do działania – tłumaczą dyplomaci.