Na razie jest na dnie, ale na wolności. Poniżony i sponiewierany, jak sam twierdzi, przez stronniczych sędziów śledczych, którzy nie zawahali się osadzić byłego prezydenta w areszcie na 15 godzin. Po raz pierwszy od czasów marszałka Petaina, którego rząd Vichy współpracował z Hitlerem.
Areszt zakłócił dotychczasowe życie byłego prezydenta, który walczył co prawda od dawna z wymiarem sprawiedliwości, ale miał też sporo czasu, aby towarzyszyć swej pięknej żonie Carli Bruni w tournée promującym jej nową płytę zatytułowaną prowokacyjnie po angielsku „Little French Songs".
– To jest mój mąż. Nie mogę mu nakazać, aby siedział w domu. W końcu śpiewam także dla niego – takimi słowy Carla Bruni tłumaczyła obecność męża na koncertach. Podobnie było w Moskwie. Tam jednak Sarkozy wyszedł wcześniej z sali i poleciał do Soczi na prywatną kolację z Władimirem Putinem
Kto pokona ?Marine Le Pen
Niedługo później, 1 lipca, pięciu policjantów zjawiło się w paryskim domu byłego prezydenta, by zabrać go do podparyskiego Nanterre na przesłuchanie. Dwie godziny trwały formalności wraz z uświadamianiem o przysługujących byłemu prezydentowi prawach: do obecności adwokata, telefonu do członka najbliższej rodziny oraz do konsultacji z lekarzem. Takie są procedury.
Potem przystąpiono do sedna sprawy, czyli zarzutów korupcji, nadużywania wpływów i naruszenia tajemnicy zawodowej. Sarkozy miał namawiać swego adwokata do uzyskania nielegalnych informacji od wysokich urzędników sądu kasacyjnego w sprawie toczących się przeciwko niemu postępowań, ale też oferował pomoc w objęciu przez jednego z nich lukratywnego stanowiska w Monako. Podejrzenia śledczy opierali na podsłuchach telefonicznych rozmów Sarkozy'ego z jego adwokatem.