Kto, jak i dlaczego szpieguje na Litwie? Tego może się dowiedzieć każdy Litwin z dziewięciostronicowej broszury, którą wydał właśnie litewski Departament Bezpieczeństwa Państwa (VSD), czyli miejscowy kontrwywiad. Broszura jest ogólnie dostępna.
Są w niej przestrogi przed obcokrajowcami, zwłaszcza dyplomatami, próbującymi nawiązać kontakt i proszącymi o przysługi. Interesują się nie tylko osobami mającymi dostęp do informacji tajnych, ale także specjalistami różnych całkiem jawnych dziedzin i tymi, co jeszcze nic nie osiągnęli, ale się dobrze zapowiadają. Polują zwłaszcza na sfrustrowanych - swoją sytuacją materialną czy stanowiskiem.
W małym przewodniku antyszpiegowskim są pokazane oznaczenia pięciu różnych rosyjskich służb wywiadowczych, w których sidła można wpaść. Są też opisane przykłady największych zdrad na rzecz Kremla w państwach bałtyckich. W tym krótka historia Estończyka Hermanna Simma, najlepszego informatora Rosjan w NATO.
Jako szef departamentu bezpieczeństwa estońskiego Ministerstwa Obrony w latach 2001-2006 Simm miał dostęp na najtajniejszych danych sojuszu. Przekazywał je rosyjskiemu wywiadowi zagranicznemu SWR (jego godło można obejrzeć w litewskiej broszurze). W 2009 roku Simm został złapany. Odsiaduje kilkunastoletni wyrok.
VSD przestrzega też Litwinów wyjeżdżających na Białoruś (ze stolicy, Wilna, do białoruskiej granicy jest ledwie 30 km). Już na granicy spotkają się zapewne z funkcjonariuszami służb, które nadal noszą starą radziecką nazwę KGB.