Reklama

Sądny dzień dla Hongkongu

Chiny: Uśmierzanie niepokojów w metropolii władze mogą rozpocząć dopiero po środowym święcie narodowym.

Publikacja: 01.10.2014 02:00

Zbuntowane miasto. Demonstranci od zeszłej soboty zajmują biznesową dzielnicę Mong Kok. Dziesiątki t

Zbuntowane miasto. Demonstranci od zeszłej soboty zajmują biznesową dzielnicę Mong Kok. Dziesiątki tysięcy głównie młodych ludzi pozostają na ulicach nawet w nocy

Foto: AFP, Xaume Olleros Xaume Olleros

Mimo wyznaczania nowych ultimatów zarówno przez szefa lokalnego rządu Hongkongu Leung Chun-Yinga, jak i przywódców ruchu Occupy Central wtorek w Hongkongu okazał się dość spokojny.

W godzinach południowych demonstranci ze zdziwieniem zauważyli nawet zniknięcie z ulic funkcjonariuszy policji. Nie wiadomo, czy to gest mający pokazać dobrą wolę władz czy raczej przegrupowanie sił.

Przełomowa może się okazać środa, która jest dniem święta narodowego Chin (65. rocznica proklamowania ChRL). Początkowo ruch Occupy Central właśnie na ten dzień planował największe demonstracje, jednak z powodu nieporozumień wśród organizatorów tłumy wyszły na ulice już w ostatni weekend.

Jeszcze w poniedziałek dochodziło do starć z siłami porządkowymi, podczas których obrażenia odniosło nieco ponad 40 osób (w tym, jak twierdzi policja, 12 funkcjonariuszy). Informacje o brutalności policji i używaniu przez nią pocisków gumowych okazały się jednak przesadzone. Tak samo nie potwierdziły się informacje o wprowadzeniu do miasta chińskiego wojska.

Organizatorzy protestów bardzo zważają na zachowanie porządku i unikanie przemocy. Mimo obecności na ulicach Hongkongu nawet 150 tys. ludzi nigdzie nie widać zniszczeń, a służby porządkowe dbają nawet o usuwanie śmieci. Zdarzają się sytuacje niecodzienne – np. służby porządkowe demonstrantów uratowały człowieka, który chciał się rzucić z wiaduktu na Queensway.

Reklama
Reklama

W niedzielę najbardziej nieprzyjemne dla demonstrantów okazało się użycie przez funkcjonariuszy gazów drażniących, dlatego większość protestujących zaopatrzyła się w zaimprowizowane maski gazowe z folii i plastikowych okularów ochronnych. Przed chmurami gazu demonstranci osłaniali się też parasolami (stąd ukuta naprędce nazwa obecnych protestów „rewolucja parasolkowa").

Zachodni obserwatorzy wyjątkowo pokojowy przebieg protestów uznają za miejscowy fenomen. Protesty wzbudzają też zainteresowanie przybyszy z ChRL, którzy zaczęli umieszczać zdjęcia demonstracji na portalach społecznościowych. Władze w Pekinie szybko zarządziły jednak blokadę niepożądanych treści.

Większość demonstrantów „okupuje" półwysep Koulon i dzielnicę biznesową Mong Kok w centrum metropolii. „Jesteśmy bardzo spokojni, chcemy tylko wyrazić, co czujemy" – mówił brytyjskim dziennikarzom młody pracownik firmy energetycznej, który przyłączył się do demonstrantów w poniedziałek. Po weekendzie do tłumu składającego się początkowo głównie z uczniów i studentów zaczęli dołączać też ludzie pracujący. Niektórzy wychodzili ze swoich biur choćby na godzinę czy dwie, by potem powrócić do pracy. Większość firm działa normalnie, zamknięto jedynie sklepy i banki przy głównych ulicach zajętych przez demonstrantów.

Względnie spokojny przebieg protestów nie uspokaja kręgów biznesowych, czego przejawem są spadki na hongkońskiej giełdzie (we wtorek indeks Hang Seng stracił 1,28 proc., a łączne straty za ostatnie trzy tygodnie sięgają już 8 proc.). Tracą głównie banki operujące w Hongkongu, największym centrum finansowym Azji Wschodniej.

– Sytuacja robi się dla władz w Pekinie bardzo niezręczna – mówi „Rz" prof. Bogdan Góralczyk, politolog z UW, który właśnie powrócił z południowych Chin. – Doświadczenie z Tiananmen pokazuje, że kolejne dni wielkich protestów z jednej strony radykalizują tłumy, z drugiej zaś wzbudzają coraz większe zainteresowanie światowych mediów. Ostatnio doszło też do zbliżenia z Tajwanem, który mógłby się przestraszyć niepokojów w Hongkongu. Pekin zrobi więc wszystko dla uspokojenia sytuacji w tak ważnym dla Chin mieście, choć wprowadzenie tam oddziałów wojska nie wydaje się prawdopodobne – uważa prof. Góralczyk.

Jeśli władze mimo wszystko odwołają się do argumentu siły, to będą się starały wykorzystać lokalne siły porządkowe, nie zezwalając przy tym na użycie sprzętu bojowego. W razie niepowodzenia prób uspokojenia demonstrantów mogą rzucić na pożarcie Leung Chun-Yinga, którego ustąpienia manifestanci i tak domagają się od co najmniej roku.

Mimo wyznaczania nowych ultimatów zarówno przez szefa lokalnego rządu Hongkongu Leung Chun-Yinga, jak i przywódców ruchu Occupy Central wtorek w Hongkongu okazał się dość spokojny.

W godzinach południowych demonstranci ze zdziwieniem zauważyli nawet zniknięcie z ulic funkcjonariuszy policji. Nie wiadomo, czy to gest mający pokazać dobrą wolę władz czy raczej przegrupowanie sił.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Reklama
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1257
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1256
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1255
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1254
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1253
Reklama
Reklama