W trzy dni po tym, jak świat obiegła wiadomość, że w Madrycie hospitalizowana została kobieta zarażona wirusem eboli, opinia publiczna oburzona jest warunkami, w jakich chorą przyjmowano do szpitala.
"Die Welt" ujawnia szczegóły tej procedury, która zdaje się być serią błędów i zaniedbań personelu medycznego szpitala w Alcorcon na przedmieściach Madrytu i władz odpowiedzialnych za służbę zdrowia.
Kombinezon ochronny z krótkimi rękawami
Lekarz na izbie przyjęć, 41-letni Juan Manuel Parra, był od godziny 8 rano przez 16 godzin sam z pacjentką, 44-letnią hiszpańską pielęgniarką Teresą Romero, która zaraziła się wirusem eboli pielęgnując dwóch chorych na gorączkę krwotoczną hiszpańskich misjonarzy. Jak poinformował w czwartek (09.10) jej brat, chora jest w bardzo złym stanie.
W trakcie przyjęcia pacjentki do szpitala jej stan pogarszał się w bardzo szybkim tempie: miała kaszel i biegunkę i wymiotowała.
Lekarz, który był przy niej, musiał 13 razy zmieniać ochronny kombinezon; ubranie to nie dawało mu jednak pełnej ochrony: miało krótkie rękawy. Doktor Parra, jak się podkreśla, postępował jednak w poczuciu odpowiedzialności: tego samego dnia wieczorem udał się na kwarantannę, gdzie już przebywała jego pacjentka i jej mąż.