Walka z unijnymi wiatrakami

Cameron się zagubił? Choć poparcie dla integracji jest na Wyspach najwyższe od ćwierć wieku, premier rozpoczyna nową batalię z Brukselą.

Publikacja: 29.10.2014 08:15

Walka z unijnymi wiatrakami

Foto: AFP

Tym razem poszło o pieniądze. Komisja Europejska chce, aby Zjednoczone Królestwo wpłaciło do 1 grudnia dodatkowo 2,1 mld euro do kasy Brukseli. To wynik nowej kalkulacji brytyjskiego dochodu narodowego i, co za tym idzie, udziału kraju w całym bogactwie Unii. Paradoksalnie dzięki śmiałym reformom wprowadzonym przez Davida Camerona od przejęcia władzy w 2010 r. Wielka Brytania rozwija się szybciej niż większość krajów Unii i przez to musi płacić większą składkę.

Merkel mówi „nie"

– Będziemy walczyć z tą decyzją na wszelkie możliwe sposoby. Nie zapłacimy niczego na kształt dwóch miliardów euro – oświadczył w poniedziałek w parlamencie w Westminsterze szef rządu.

Aby powstrzymać odpływ wyborców od torysów do eurosceptycznej Partii Niepodległościowej Zjednoczonego Królestwa (UKIP), Cameron już miesiąc temu zapowiedział, że będzie się starał ograniczyć liczbę imigrantów, którzy przyjeżdżają z innych krajów Unii Europejskiej. To wywołało ostry sprzeciw w Polsce. Ale, co jeszcze ważniejsze, w niedzielę kanclerz Angela Merkel zapowiedziała w wywiadzie dla „Sunday Timesa", że nie zgodzi się na modyfikację obowiązującej od 1957 r. zasady swobodnego przemieszczania się osób.

W środę kanclerz skarbu George Osborne spotka się z  niemieckim ministrem finansów Wolfgangiem Schaeuble. Ale i tym razem szanse na wymuszenie ustępstw Brukseli są nikłe. Jacek Dominik, który jeszcze przez kilka dni będzie pełnił funkcję komisarza ds. finansowych Unii, oświadczył, że jeśli Londyn nie wpłaci w terminie należnej sumy, Unia zacznie naliczać odsetki. Ostrzegł także, że podjęcie walki o zmianę reguł budżetowych jest dla Camerona ryzykowne, bo chodzi o regulacje, które wprowadzają także potężną (w tym roku prawie 6 mld euro) ulgę w składce, jaką Brytyjczycy powinni wpłacać do unijnej kasy.

– To będzie otwarcie puszki Pandory, bo brytyjski rabat jest kontrowersyjny dla wielu krajów – ostrzegł Dominik.

Zmiana regulacji wymagałaby poparcia kwalifikowanej większości krajów w Radzie UE. Mimo wynegocjowanego prawie 30 lat temu przez Margaret Thatcher rabatu Wielka Brytania wciąż pozostaje jednym z trzech obok Niemiec i Francji największych płatników netto Unii. W ub.r. Brytyjczycy wpłacili aż o 8,5 mld euro więcej do kasy Brukseli, niż z niej otrzymali wypłat, przede wszystkim z powodu relatywnie niskiego wsparcia na rozwój produkcji rolnej i stosunkowo małej pomocy strukturalnej.

Do tej pory pozostałe dwie główne partie polityczne w Zjednoczonym Królestwie dystansowały się od coraz bardziej antyeuropejskiej retoryki Camerona. Ale nie tym razem. Na dziewięć miesięcy przed wyborami do Izby Gmin zarówno laburzyści, jak i liberalni demokraci nie tyle podważyli sens walki z Brukseli o ograniczenie składki, ile zarzucili Cameronowi brak skuteczności w jej prowadzeniu.

Większość ?za pozostaniem w UE

– Raz jeszcze pokazał, że mimo całej swojej napastliwej retoryki zasnął za kierownicą – powiedział Ed Miliband. Lider Partii Pracy uważa, że Cameron podniósł sprawę wpłaty dodatkowych pieniędzy dopiero teraz, bo przeoczył ostrzeżenia swoich współpracowników.

Radykalizacji antyeuropejskich nastrojów ulega także brytyjska prasa prawicowa.

– Dlaczego mamy być karani szokującym rachunkiem Brukseli za nasz niepewny sukces, podczas gdy Francja jest nagrodzona rabatem za swoje żałosne zaniechania – zastanawia się największy dziennik kraju „The Sun". To odwołanie do radykalnych reform Camerona i braku odważnych decyzji w tej sprawie ze strony Francois Hollande'a. Ale „Sun" zapomina, że w poprzednich latach to Brytyjczycy otrzymywali zwrot pieniędzy po rewizji rachunków przez Brukselę, bo gospodarka kraju była w złej kondycji.

Premier szykuje się zresztą do kolejnej bitwy z Brukselą, tym razem w sprawie wprowadzenia w życie europejskiego nakazu aresztowania. Dokument już powinien dawno obowiązywać na Wyspach, ale Cameron się na to nie zgadza.

Ale taktyka mnożenia sporów z Brukselą, których Londyn nie ma szansy wygrać, wcale nie przynosi korzyści torysom. Z sondażu przeprowadzonego już po wybuchu afery składkowej wynika bowiem, że poparcie dla UKIP skoczyło aż o 4 pkt proc., do 19 proc. Już co piąty Brytyjczyk, który głosował w 2010 r. na konserwatystów, teraz jest gotowy poprzeć ugrupowanie Nigela Farage'a. Jednocześnie z powodu populistów tracą także laburzyści, których poparcie spadło do poziomu torysów (30 proc.).

Paradoksalnie antyeuropejska kampania polityczna i medialna przybiera na sile w momencie, gdy poparcie dla członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii osiągnęło najwyższy poziom od 23 lat. Za członkostwem opowiada się już 56 proc. Brytyjczyków, choć jeszcze dwa lata temu większość była temu przeciwna. Nawet wśród zwolenników torysów ponad połowa chce pozostania kraju w Unii. Jeśli Cameron wygra wybory w 2015 r., dwa lata później zostanie przeprowadzone referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii we Wspólnocie.

Tym razem poszło o pieniądze. Komisja Europejska chce, aby Zjednoczone Królestwo wpłaciło do 1 grudnia dodatkowo 2,1 mld euro do kasy Brukseli. To wynik nowej kalkulacji brytyjskiego dochodu narodowego i, co za tym idzie, udziału kraju w całym bogactwie Unii. Paradoksalnie dzięki śmiałym reformom wprowadzonym przez Davida Camerona od przejęcia władzy w 2010 r. Wielka Brytania rozwija się szybciej niż większość krajów Unii i przez to musi płacić większą składkę.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1170
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1169
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1168
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1167
Świat
Ilu rosyjskich żołnierzy zginęło w 2024 roku? Rekordowe dane
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku