W sobotę Aleksander Łukaszenko zdymisjonował białoruski rząd na czele z byłym premierem Michaiłem Miasnikowiczem. Jest to siódma dymisja białoruskiego premiera, której osobiście dokonuje rządzący od dwudziestu lat prezydent. Wraz z premierem czystki objęły 23 wyższych urzędników państwowych, w tym ministrów, szefów lokalnych administracji, a także szefową Narodowego Banku Białorusi i dyrektorów państwowych przedsiębiorstw. Na czele nowego rządu stanął dotychczasowy szef prezydenckiej administracji i były ambasador Białorusi w Moskwie Andriej Kabiakou.
To, że akurat ten człowiek stanął na czele białoruskiego rządu, eksperci tłumaczą ostatnim spotkaniem Aleksandra Łukaszenki z Władimirem Putinem w Moskwie, kilka dni po którym białoruski prezydent podjął tę decyzję.
- Osoba ta ma duże wsparcie rosyjskiej elity rządzącej i dotychczas zajmowała się integracją Białorusi w ramach Unii Euroazjatyckiej z Rosją, która startuje od pierwszego stycznia – mówi „Rzeczpospolitej" dr Paweł Usow z Białoruskiego Centrum Badań Europejskich.
- Mianując Kabiakoua na premiera, Łukaszenko chce poprawić relację z Rosją i uzyskać pomoc finansową dla białoruskiej gospodarki, która ostatnio przeżywa głęboki kryzys – dodaje.
Relacje między Mińskiem i Moskwą w ostatnim czasie nie wyglądały najlepiej. Najpierw Rosja nałożyła embargo na całą białoruską żywność z powodu reeksportu towarów z Zachodu, którym zajmowały się białoruskie firmy wbrew sankcjom Moskwy. W odpowiedzi na to Mińsk przywrócił kontrolę celną na białorusko-rosyjskiej granicy, która nie funkcjonowała od kilku lat. Wszystko to odbywało się na tle ukraińskiego kryzysu, gdzie Aleksander Łukaszenko wielokrotnie zajmował stronę Kijowa i rzucał ostre wypowiedzi pod adresem Kremla.