Pierwszy czarnoskóry prezydent USA przypomniał Amerykanom o napięciach rasowych między policją a Afroamerykanami.
Niemal w tym samym czasie z rąk białego policjanta zginął kolejny czarnoskóry nastolatek.
– Musimy zacząć od tego, że jednodniowe obchody, nieważne, jak uroczyste, nie wystarczą – mówił prezydent do 40-tysięcznego tłumu, w którym oprócz zwolenników Partii Demokratycznej znalazło się także sporo republikanów. – Jeśli Selma nas czegoś nauczyła, to tego, że nasza praca nigdy się nie kończy. Według prezydenta rasizm wciąż nie jest zjawiskiem pojawiającym się jedynie sporadycznie. Niemniej nie można mówić, że nic od półwiecza się nie zmieniło.
Obama przypomniał, że po walce o prawa Afroamerykanów przyszła kolej na Latynosów, kobiety, mniejszości seksualne czy niepełnosprawnych – to te grupy pomogły w wyborze pierwszego czarnoskórego prezydenta. Obama wspomniał także, że John Lewis, jeden z uczestników marszu, który pół wieku temu został pobity w Selmie, zasiada dziś w Izbie Reprezentantów USA. Wśród uczestników manifestacji znaleźli się także były prezydent George W. Bush oraz przywódca republikańskiej większości w izbie niższej Kevin McCarthy.
Nie odbyło się jednak bez incydentów. Uczestnicy zgromadzenia głośno domagali się zmiany traktowania czarnoskórych mieszkańców USA przez policjantów. „Przestańcie nas zabijać", „Chcemy zmiany" – głosiły hasła na transparentach. Przemówieniom towarzyszyło walenie w bębny.