Korespondencja z Brukseli
– To jest europejska sytuacja nadzwyczajna. Nie możemy mieć na nią tylko włoskiej odpowiedzi. Stawką jest reputacja Unii – tak do sumień polityków innych krajów apelował minister spraw zagranicznych Włoch Paolo Gentiloni.
Przybył on w poniedziałek do Luksemburga na nadzwyczajne spotkanie ministrów spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych UE poświęcone wydarzeniom z poprzedniego dnia.
Odpowiedział mu Donald Tusk, który po południu poinformował o zwołaniu nadzwyczajnego szczytu unijnego. – Sytuacja na Morzu Śródziemnym dotyczy nie tylko krajów naszego południowego sąsiedztwa, ale niepokoi nas wszystkich, całą Europę. Musimy teraz działać i to działać razem – oświadczył przewodniczący Rady Europejskiej.
Mare Nostrum czy Triton
Według ostatnich doniesień na łódkach, którymi imigranci próbowali się przedostać z Libii do Włoch, zginęło w niedzielę około 950 osób. Jest to największa jednorazowa tragedia na Morzu Śródziemnym w liczącym wiele lat procederze nielegalnego przemytu imigrantów z północnego wybrzeża Afryki. Szacuje się, że w 2014 roku zginęło w ten sposób ok. 3500 osób. Mimo to kolejni próbują, bo szansa na dotarcie do wybrzeży Włoch, Grecji czy Malty i lepszą przyszłość w Europie jest ogromna. Tylko w ubiegłym tygodniu włoska straż przybrzeżna wyłowiła 8 tysięcy imigrantów. Według Międzynarodowej Organizacji Migracji (IOM) wcześniej w tym roku zginęło na Morzu Śródziemnym 900 osób, ale 20 tysięcy dotarło do Europy.
Większość krajów UE zostawia problem imigrantów krajom, do których oni docierają, a więc Włochom, Malcie czy Grecji. Unia co prawda od listopada 2014 roku przejęła od Włochów patrolowanie Morza Śródziemnego, ale operacja jest teraz dużo mniej skuteczna.
– Jak najszybciej Unia powinna przywrócić włoską operację Mare Nostrum – mówi „Rzeczpospolitej" Yves Pascouau, ekspert brukselskiego think tanku European Policy Centre. Była ona dużo bardziej skuteczna w ratowaniu rozbitków niż prowadzona pod egidą UE operacja „Triton".