Shinzo Abe udał się z oficjalną podróżą na Jamajkę. Japońskie kamery zarejestrowały, jak zachowawczo podryguje na parkiecie i z nietypowym dla swoich mediów luzem zaczęto mówić o szefie rządu kiwającym się w rytmie muzyki reggae.

Gospodarzem była pani premier Jamajki, Portia Simpson-Miller. Abe zwiedził wraz z nią stołeczne muzeum Boba Marleya i fotografował się pod pomnikiem muzyka znanego na całym świecie. Warto jednak zastanowić się, czemu te wszystkie miłe gesty pod adresem państwa słynnego z muzyki i Usaina Bolta miały służyć.

Niespotykany luz japońskiego polityka za granicą praktycznie się nie zdarza. Trudno o niego nawet w kraju. Odstępstwa od protokołu to rzadkość, a już chwilę po wyjściu z pokładu samolotu Abe witał się z panią premier Simpson-Miller serdecznym uściskiem. Japonii zależy, by Jamajka miała o niej pozytywne zdanie, bo to właśnie poparcie tego kraju może pomóc w staraniach o miejsce niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Wybory w tej sprawie odbędą się w październiku następnego roku.

Japonia walczy o dodatkowe uprawnienia w Radzie, ponieważ wciąż czuje się niepewnie wobec poczynań Chin wobec morza Południowochińskiego oraz spornych wysp Senkaku, o które spór ciągnie się już latami. Pekin się zbroi, buduje pierwszy lotniskowiec, testuje umiejętności piechoty morskiej, jednym słowem buduje atmosferę zagrożenia, które może wisieć w powietrzu. Obecność Shinzo Abe na Jamajce służy także umocnieniu porozumienia z organizacją Caricom dysponującą 15 głosami państw karaibskich na forum ONZ. Przy okazji można zawsze starać się o nowe kontrakty dla motoryzacji, elektroniki oraz być może dla powstającej właśnie bezprecendesowej agencji mającej promować eksport japonskiej technologii wojskowej.

To właśnie dlatego czasem warto przestać być sztywniakiem i pokiwać się w rytm lokalnej muzyki.