Przypomnijmy: to Państwo Islamskie latem tego roku wywołało bezprecedensową falę uchodźców do Europy. Trwa ona do dziś bo Unia nie jest w stanie powołać wspólnej straży granicznej, opracować jednolitych zasad przyznawania azylu, rozwinąć skutecznej polityki pomocy dla Turcji, Jordanii i Libanu, gdzie znajdują się największe obozy dla uchodźców.
Niekontrolowany napływ imigrantów powoduje więc niepowetowane szkody dla Europy. To z tego powodu rośnie popularność skrajnych ugrupowań w wielu krajach Wspólnoty a zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii zdobywają na Wyspach kolejnych zwolenników.
Zamachy w Paryżu to kolejna odsłona tego dramatu. Ze wszystkich 28 państw Unii tylko Francja odważyła się na interweniować w wojnie w Syrii, próbować rozwiązać problem u źródła. Tak samo, jak nie ma wspólnej polityki azylowej i migracyjnej, tak i nie ma wspólnej polityki zagranicznej i obronnej Wspólnoty.
Osamotniona Francja musi więc bronić się na poziomie narodowym, nie europejskim. Prezydent Hollande przywrócił kontrolę na granicach zewnętrznych republiki, stawiając pod znakiem zapytania kolejny symbol integracji, porozumienie z Schengen.
Nadsyłane przez inne kraje, w tym Polskę, werbalne wyrazy solidarności, często identycznie aby nie powiedzie banalnie formułowane przy każdej okazji ("dziś wszyscy jesteśmy Francuzami") nie przysłonią podstawowej prawdy, że w rozwiązywaniu konfliktu na Bliskim Wschodzie Europa okazała się jeszcze mniej solidarna, niż gdy wybuchł kryzys na Ukrainie. Brak przedstawiciela polskich władz na ostatnim szczycie UE na Malcie pokazuje to znakomicie.