Czy jednak ta determinacja mieszkańców Gibraltaru nie osłabnie pod wpływem pogarszającej się sytuacji gospodarczej? Cameron już kilka lat temu zapowiedział, że podjęcie z Hiszpanią negocjacji o zmianie statusu terytorium jest możliwe, ale tylko jeśli zgodzą się na to sami Gibraltarczycy.
Druga ojczyzna Wyspiarzy
Premier przyleciał jednak na Gibraltar nie tylko po to, aby przypomnieć, że w wyniku Brexitu Zjednoczone Królestwo może stracić strategiczne terytorium, które kontroluje od 203 lat. Jeszcze większa groźba zawisła nad około 700 tys. Brytyjczyków, którzy kupili domy na Balearach, przy Costa del Sol, Murcii czy w regionie Valencii, aby tu spędzić jesień życia. To aż 1/3 wszystkich poddanych Elżbiety II, którzy zdecydowali się żyć w innym kraju Unii.
– W razie wyjścia Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty Brytyjczycy stracą prawo do swobodnego podróżowania, pracy, prowadzenia biznesu – ostrzegł już Mariano Rajoy.
Szczególnie bolesna dla brytyjskich emerytów byłaby utrata możliwości darmowego leczenia w hiszpańskich szpitalach na mocy europejskiego systemu koordynacji ubezpieczeń społecznych. Dziś to właśnie Hiszpania ponosi blisko połowę całości kosztów leczenia Brytyjczyków przebywających w innym niż swój kraju Unii.
„Nie wiemy, co się z nami stanie, panuje niepewność. Może powinniśmy myśleć o zmianie obywatelstwa na hiszpańskie" – napisał kilka dni temu do redakcji „El Pais" brytyjski emeryt o imieniu William.
Czarny scenariusz Rajoya potwierdza minister ds. europejskich Wielkiej Brytanii David Lidington.