Bruksela: nowe rozdanie kart

Bez Brytyjczyków w Unii będą dominować południowcy, czyli protekcjonizm i interwencjonizm państwa.

Publikacja: 20.06.2016 20:08

Jeśli zwycięży Brexit, przywódcy Niemiec i Francji rozpoczną rozmowy o kształcie nowej Unii

Jeśli zwycięży Brexit, przywódcy Niemiec i Francji rozpoczną rozmowy o kształcie nowej Unii

Foto: AFP

Jeśli 23 czerwca Brytyjczycy opowiedzą się za wyjściem z Unii Europejskiej, Polska stanie przed podobnym wyzwaniem jak Francja u progu zjednoczenia Niemiec.

Ćwierć wieku temu Francois Mitterrand zdecydował się na utworzenie euro i oddanie znacznej części francuskiej suwerenności narodowej, byle zakotwiczyć potężnego sąsiada zza Renu w zjednoczonej Europie i nie dopuścić do odbudowy przez Berlin wyłącznej strefy wpływów na Wschodzie.

Oś Madryt– Paryż–Rzym

Już za kilka dni Polska być może będzie musiała zacząć rozważać wyrzeczenia podobnej skali, aby nie pozwolić na ucieczkę Niemiec w odwrotnym kierunku – ku Zachodowi.

Brexit oznaczałby radykalną zmianę równowagi sił w Radzie Unii. Eksperci Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) ostrzegają, że niespodziewanie przewagę uzyskałaby w niej trójka trzech dużych krajów – Francja, Włochy i Hiszpania. Państw, które łączy interwencjonizm państwowy, tendencje protekcjonistyczne, a także pokusa powrotu do małej, ale za to bardziej zintegrowanej Wspólnoty budowanej wokół strefy euro. Dziś w Paryżu i Rzymie rządzi lewica i jest całkiem realne, że po niedzielnych wyborach dojdzie ona do władzy także w Madrycie. To jeszcze bardziej skonsolidowałoby sojusz trzech dużych państw południa Europy.

Pałac Elizejski już kilka tygodni temu sygnalizował, że jeśli Wielka Brytania wyjdzie ze Wspólnoty, to prezydent Francois Hollande wystąpi z pomysłem „odnowy projektu europejskiego". Miałaby się ona opierać na dwóch filarach. Najpierw pogłębieniu unii walutowej, w tym powstanie wspólnej polityki fiskalnej, odrębnego budżetu dla Eurolandu i własnego „ministra finansów" w Brukseli, a następnie utworzeniu europejskiej polityki obronnej, ze wspólnym systemem zakupu uzbrojenia i wymianą najbardziej wrażliwych technologii.

To niebezpieczne dla Polski plany. W ich wyniku nasz kraj znów mógłby znaleźć się w szarej strefie między „twardym jądrem" Unii na Zachodzie a autorytarną Rosją na Wschodzie. W nowym układzie do prawdziwego Zachodu należeliby przecież tylko ci, którzy posługują się europejską walutą, podczas gdy członkostwo w UE znaczyłoby już znacznie mniej, trochę tak jak dziś przynależność do Rady Europy czy OBWE.

Ale nawet jeśli Francuzom, Włochom i Hiszpanom nie uda się do końca postawić na swoim, ewolucja Unii i tak może doprowadzić do zahamowania procesu zasypywania przez nasz kraj zapóźnień cywilizacyjnych. Tylko liberalny jednolity rynek, z silną Komisją Europejską egzekwującą od wszystkich identyczne warunki konkurencji, umożliwia polskim firmom dalszą ekspansje i stopniowe osiągnięcie potencjału zachodnich konkurentów. Jeśli natomiast Rzym czy Paryż otrzymają wolną rękę w nakładaniu protekcjonistycznych barier, zamykaniu własnego rynku oraz wspieraniu z pieniędzy publicznych swoich firm, rozwój Polski zostanie wstrzymany, bo nasz rząd nie ma środków, aby w takim samym stopniu pomagać rodzimym przedsiębiorcom.

Przedpolem do tej batalii ma być status, jaki Paryż szykuje dla Brytyjczyków w razie Brexitu. Przed tygodniem w wywiadzie dla „Rz" szef francuskiej dyplomacji i do 2014 r. premier Jean-Marc Ayrault zapowiedział, że w takim przypadku Wielka Brytania straci wszystkie przywileje członkostwa.

– Wyjście Zjednoczonego Królestwa miałoby rzecz jasna bardzo poważne konsekwencje. Wielka Brytania stałaby się dla Unii Europejskiej państwem trzecim w takim samym stopniu, jak inne kraje spoza Wspólnoty, ze wszystkim skutkami, jakie to niesie – ostrzegł Ayrault.

Berlin się waha

To po części próba zastraszenia Brytyjczyków przed czwartkowym referendum, a po części chęć powstrzymania innych krajów przed pójściem w ślady Zjednoczonego Królestwa. Ale Francuzi chcą także w taki sposób odebrać władzom w Londynie wpływ na dalszą ewolucję Unii.

Jeśli tak się rzeczywiście stanie, tylko Niemcy będą zdolne zablokować niekorzystne dla Polski francusko-włosko-hiszpańskie plany na Europę. Czy to uczynią?

Na razie Berlin się waha. Pod wieloma względami plany Francuzów, Włochów i Hiszpanów nie są Niemcom po drodze. To w końcu Niemcy doprowadziły w 2004 r. do wielkiego poszerzenia Unii na wschód, dzięki czemu przestały być krajem frontowym, zbudowały w Europie Środkowej zaplecze dla swojej gospodarki i uzyskały nowych sojuszników w Brukseli. Rezygnacja z tego wszystkie nie byłaby dla Angeli Merkel łatwa.

Niemcy od dawna odrzucają też pomysły Francji na pogłębioną integrację. Nie chcą „unii transferowej" – systemu, w którym płacą za błędy polityki gospodarczej i brak reform swoich partnerów. Dlatego opierają się przed budową z Francuzami wspólnego systemu fiskalnego.

Odcięcie, jak tego chce Jean-Marc Ayrault, Brytyjczyków od wszelkich wpływów w Brukseli też byłoby dla pani kanclerz trudne do zaakceptowania. Wielka Brytania pozostaje przecież czołowym rynkiem zbytu dla niemieckich koncernów – tu osiągają 50 mld euro rocznie nadwyżki. W londyńskim City niemieckie banki zainwestowały miliardy euro, przejęcie Mini przez BMW to tylko jeden z wielu przykładów udanych, wspólnych niemiecko-brytyjskich przedsięwzięć.

Teoretycznie wszystko to dałoby się zachować, gdyby na wzór Norwegii Zjednoczone Królestwo pozostało częścią Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EEA). Ale układ, w którym dumna Brytania jedynie wprowadza w życie unijne prawo bez wpływu na jego kształt, a dodatkowo musi utrzymać swobodę osiedlania się na jej terytorium obywateli Unii i nadal wpłaca do kasy Brukseli, jest trudny do wyobrażenia.

Euro kiedyś także dla Polski

Dlatego Merkel zapewne będzie chciała wynegocjować z Londynem, ale także z Paryżem, Rzymem i Madrytem, jakiś nowy, kompromisowy status dla Wielkiej Brytanii. Coś, co pozwoli Anglikom przynajmniej jedną nogą pozostać we Wspólnocie, utrzymać jakiś wpływ na jej rozwój.

Ale tego nawet potężne Niemcy wbrew całej Unii nie przeforsują. Potrzebują do tego znaczącego partnera. Bez tego w końcu mogą dać za wygraną, ulec francusko-włosko-hiszpańskim namowom i razem z nimi budować mniejszą, bardziej zintegrowaną Unię.

Tylko jeden kraj może pomóc Niemcom zapobiec takiemu scenariuszowi: Polska. W ten sposób nasz kraj, który po ostatnich wyborach parlamentarnych utracił sporo wpływów we Wspólnocie, znów może grać z największymi. A przy okazji obronić swoje żywotne interesy.

Obchody w minionym tygodniu 25. rocznicy zawarcia układu o dobrym sąsiedztwie napawają otuchą, bo pokazują, że ekipa Beaty Szydło jest coraz bardziej chętna do współpracy z Niemcami. Będzie jednak musiała w tym kierunku zrobić więcej. A nawet przyznać coś, co do tej pory dla PiS było anatemą: że kiedyś i Polska przystąpi do strefy euro.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181