Sturgeon podkreśliła jednocześnie, że nieprawdziwe są twierdzenia, iż Szkocja znajdzie się w takiej sytuacji na końcu kolejki krajów ubiegających się o miejsce w Unii.
- Nie ma takiej kolejki, a my otrzymaliśmy wiele sygnałów, że w sytuacji, gdy Szkocja będzie chciała dołączyć do UE, zostanie przyjęta z otwartymi ramionami - wyjaśniła premier Szkocji.
Słowa Sturgeon są reakcją na wypowiedź szefa hiszpańskiego MSZ Alfonso Dastisa, który mówił, że Hiszpania "wspiera integralność Wielkiej Brytanii" i dodał, że w przypadku uzyskania niepodległości Szkocja "będzie musiała czekać na członkostwo w UE i przeprowadzić negocjacje akcesyjne". - Wolimy, żeby zostało jak jest - powiedział Dastis. Hiszpania obawia się, aby secesja Szkocji i szybkie dołączenie nowego państwa do UE nie zachęciło do podobnego działania Katalończyków.
Mówiąc o samym referendum niepodległościowym Sturgeon podkreśliła, że jego data może być przedmiotem dyskusji z brytyjskim rządem. Nie wykluczyła, iż mogłoby się ono odbyć w 2019, a nie w 2018 roku. Jednak spytana o to, czy 2021 rok też wchodzi w grę odparła, że taki termin mógłby być zbyt odległy ze względu na to, że w tym czasie drogi Wielkiej Brytanii i UE już się rozejdą, co utrudni niepodległej Szkocji "przyjęcie innej drogi" (niż Wielka Brytania - red.).
Sturgeon podkreśliła, że - jeśli chodzi o referendum - ważniejsze od zdania brytyjskiej premier Theresy May - powinno być "to, co jest dobre dla Szkotów".