W połowie lipca szef ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wiatrowycz poinformował o ukończeniu dekomunizacji, w tym i o zdemontowaniu ostatniego monumentu „wodza rewolucji". Jednak w Donbasie i na okupowanym Krymie czas zaczął biec w drugą stronę.
„I oto nastał długo oczekiwany dzień. Zamarli w równych szeregach młodzi kadeci wojskowego liceum, orkiestra zagrała majestatyczny hymn Związku Radzieckiego. Z kwiatami i flagami przyszli na święto mieszkańcy i goście; weterani wojny, pracy i partii, uczniowie i komsomolcy" – w stylu niespotykanym już od 30 lat opisała odsłonięcie pomnika Lenina „Komsomolskaja Prawda".
Bardzo duże popiersie stojące na wysokim cokole ufundowane zostało przez Komunistyczną Partię Rosji. Umieszczono je dokładnie w tym samym miejscu, w którym stało do 1993 roku, gdy grupa mężczyzna zrzuciła je w błoto. – To byli przyjezdni, gruzińscy nacjonaliści – twierdzi jeden z uczestniczących w komunistycznej uroczystości mieszkańców przedmieścia Ałuszty o nazwie Simeiz, gdzie postawiono pomnik.
Nie wyjaśnia jednak, dlaczego Gruzini mieliby obalać pomniki Lenina na Ukrainie, skoro w samej Gruzji do dziś zachowały się dwa. Natomiast rok temu, w październiku 2016 roku, trzej nieznani mężczyźni zrzucili z postumentu pomnik Lenina stojący w krymskiej miejscowości Sudak. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych twierdzi, że sprawcy zostali złapani i nawet dostali po roku więzienia (za „chuligaństwo"), ale nie podało ich nazwisk. Rosyjskie służby zajadle ścigają na półwyspie wszelkie ataki na sowieckie pamiątki i pomniki, równie zajadle jak i działalność proukraińską.
W samej Ałuszcie przez prawie ćwierć wieku nikomu nie chciało się odbudowywać pomnika Lenina. Dopiero obecnie – w stulecie rosyjskich rewolucji – komuniści rozpoczęli akcję stawiania takich monumentów w całej Rosji. Tyle że poza półwyspem natykają się na opór albo miejscowych władz, albo społeczeństwa.