Reklama

Molenbeek, klucze do życia w Belgii

Molenbeek przestał wysyłać w świat terrorystów. Ale osiągnąć społeczny spokój w tej mekce imigrantów będzie trudno.

Aktualizacja: 25.08.2021 20:59 Publikacja: 25.08.2021 18:44

Owszem brukselska dzielnica Molenbeek jest biedna. Jest też zdominowana przez imigrantów, przede wsz

Owszem brukselska dzielnica Molenbeek jest biedna. Jest też zdominowana przez imigrantów, przede wszystkim Marokańczyków. Ale – inaczej niż przedmieścia Paryża – nie jest odcięta od miasta

Foto: AFP

O Molenbeek-Saint-Jean cały świat dowiedział się w listopadzie 2015 r., gdy wykazano, jakie związki łączą autorów zamachów w Paryżu z jedną z 19 brukselskich gmin. Dziennikarze tłumnie zjechali wtedy, aby przyglądać się akcji policji przy zbiegu ulic Delaunoy i Ransfor, gdzie miał ukrywać się Salah Abdeslam, mózg paryskich zamachów.

I wielu z nich mogło być zaskoczonych. Ta kolebka dżihadystów, jak ochrzczono Molenbeek, w niczym nie przypomina „no go zones", czyli etnicznych gett zdominowanych przez przemoc, o których słychać w innych wielkich miastach. Owszem, jest biedna. Jest też zdominowana przez imigrantów, przede wszystkim Marokańczyków. Ale, inaczej niż przedmieścia Paryża, nie jest odcięta od miasta. W zaledwie dziesięć minut można dojechać do budynku brukselskiej giełdy.

Lustro

Typowa dla Brukseli niska zabudowa, czyli stojące w szeregu kilkurodzinne ceglane kamienice. Położona przy kanale prowadzącym z Brukseli do Charleroi, wzdłuż którego na poprzemysłowych terenach powstają w ostatnich latach eleganckie bloki z nowoczesnymi apartamentami. Na ulicach ludność wieloetniczna, uroda głównie arabska, ale jest też trochę Murzynów i Europejczyków. Tradycyjnie Włosi, w ostatnich latach Rumuni, Bułgarzy czy przybysze z byłej Jugosławii. Molenbeek to niejedyna niezamożna i imigrancka dzielnica Brukseli. Tym, co nieco różni ją od innych na pierwszy rzut oka, to więcej kobiet nie tylko z głowami zakrytymi chustami, ale też w strojach czarnych czy szarych. Widać od razu, że mamy tu do czynienia z bardziej tradycyjną ludnością muzułmańską, pochodzącą przede wszystkim z północnego Maroka.

Rozmawiam z Sarah Turine, która w czasach zamachów była wiceburmistrzem Molenbeek, odpowiedzialnym za młodzież i dialog międzykulturowy. Dziś już niezwiązana z polityką, mieszka na walońskiej wsi i kieruje jednym z lokalnych ośrodków dla uchodźców. W 2017 r. opublikowała książkę „Molenbeek, lustro świata. W sercu działań politycznych". Z wykształcenia islamolog, w przeszłości pracowała m.in. w Palestynie i Wietnamie. Do władz Molenbeek weszła z ramienia partii Ecolo. Jest dumna z tego, co zdołała zrobić w Molenbeek, i przekonana, że sytuacja teraz nie jest dobra. – Może młodzi ludzie nie wyjeżdżają już na wojnę do Syrii. Ale na pewno nie czują większej przynależności do państwa belgijskiego niż kilka lat temu. I nie czują się dowartościowani. To sprzyja radykalizacji – mówi Turine.

Identyfikacja

Bruksela to miasto imigrantów, ale bardzo zróżnicowane etnicznie i społecznie. Wiele gmin ma przewagę przybyszów z Europy, poziom życia jest tam wyższy, domy droższe, szkoły lepsze. Od północnego zachodu do tych gmin przylega tzw. rogalik, czyli kilka znacznie biedniejszych dzielnic z dominacją ludności pochodzenia pozaeuropejskiego, a jedną z nich jest właśnie Molenbeek. Na początku XX wieku przybywali tam robotnicy walońscy i flamandzcy, potem włoscy, wreszcie od lat 60. Turcy i Marokańczycy. Z Turcją i Marokiem Belgia zawarła umowę, ale nikt nie przewidywał, że przybysze zostaną tu na stałe. Młodzi robotnicy zechcieli się żenić, pojechali szukać kobiet w swoich rodzinnych wioskach i przywieźli je do Belgii. Siedziały w domu, nie znając języka i nieobjęte – ani one, ani ich mężowie – żadnym programem integracji. To ich dzieci, albo nawet wnukowie, zradykalizowały się kilkadziesiąt lat później.

Reklama
Reklama

– Gdy tacy ludzie jadą na wakacje do Maroka, traktowani są jak Belgowie. Ale w Belgii nawet trzecie czy czwarte pokolenie pytane jest, skąd pochodzą ich rodzice czy dziadkowie, tylko dlatego, że mają arabską urodę czy arabskie imiona. Na to nałożyła się rozbudzona po atakach na Nowy Jork islamofobia – wylicza Turine. – Zawsze najbardziej identyfikujemy się z tą częścią naszej tożsamości, która jest najbardziej atakowana, czyli w tym wypadku z religią – twierdzi. Z braku tożsamości narodowej młodzi ludzie sięgnęli do tej religijnej. Niestety, w wypadku Molenbeek nie mamy do czynienia z islamem oświeconym, ale tradycyjnym, gdzie wszystko jest uproszczone i czarno-białe. – Gdy pojawili się radykałowie, najpierw z belgijskiej organizacji Sharia4Belgium, a potem, żeby werbować na wojnę do Syrii, trafili na bardzo podatny grunt – wyjaśnia.

Turine była w koalicji rządzącej Molenbeek w latach 2012–2018, czyli również w czasach zamachów. Jednak to nie te władze, na czele z chadecką burmistrz, oskarżano o zaniedbania, ale rządzącego wcześniej gminą przez 20 lat socjalistę Philippe Moureaux. – To były rządy dobrego taty, a chyba nie tego oczekujemy od burmistrza. Opiekuńcze, wybaczające błędy, niepozwalające na emancypację – uważa Turine. Dopiero za czasów nowych władz powołano stanowiska ds. dialogu międzykulturowego, specjalne rady młodzieży, które miały im pomagać, ale i uczyć odpowiedzialności w państwie belgijskim, stworzono instytucjonalne formy współpracy z policją. Jednak wyborcom bliżej chyba było do dawnego modelu, bo w 2018 r. wybory wygrała córka byłego burmistrza, niepochodząca z Molenbeek i niezwiązana wcześniej z polityką Catherine Moureaux. Większość decyzji poprzedniej koalicji anulowała.

Powitalny szlak

Molenbeek, z całym bagażem nie do końca udanej integracji kolejnych pokoleń imigrantów, musi się mierzyć z nowymi wyzwaniami. Razem z sąsiednim Schaerbeek (to z mieszkania położonego w tej gminie wyruszyli terroryści na lotnisko brukselskie i stację metra marcu 2016 r.) jest głównym celem nowych imigrantów, którzy regularnie osiedlają się w stolicy Belgii. Dziś, inaczej niż w przeszłości, państwo myśli jednak o ich integracji, nazywanej „powitalnym szlakiem" (franc. parcours d'accueil).

– Celem nie jest uczynienie ich Belgami, ale nauczenie ich życia w Belgii. Tak, żeby mieli w ręku wszystkie klucze do funkcjonowania tutaj – mówi mi Michelle Uthurry z organizacji Via, prowadzącej kursy dla nowo przybyłych. Nie przypadkiem organizacja powstała w 2016 r., czyli w roku zamachów brukselskich, gdy na powrót rozgorzała dyskusja o integracji imigrantów z innych kultur. Na razie jeszcze w Brukseli szkolenia prowadzone przez Via są dobrowolne, ale od stycznia 2022 r. będą już obowiązkowe dla wszystkich osób przybywających spoza Europy i mających prawo legalnego pobytu w Belgii. Elementem szkoleń jest nauka języka (francuskiego lub niderlandzkiego), a także kursy dotyczące praw i obowiązków w nowym miejscu zamieszkania. Dla przybyłych szuka się instruktorów mówiących w ich ojczystych językach, w 2020 r. było ich 21. Najwięcej było przybyszy z Syrii, Maroka, Indii, Gwinei, Afganistanu, Turcji, Rumunii, Hiszpanii, Palestyny, Bułgarii, Iraku, Senegalu i Włoch.

– Sprzyjamy debacie, żeby ludzie nie bali się krytykować, pytać. Wyjaśniamy ramy demokratyczne i prawne, co można, czego nie można. Nie co mają myśleć, ale jak działa prawo. Jeśli dyskutujemy na kontrowersyjne tematy, to pokazujemy im, dlaczego w Belgii jest inaczej niż w ojczyznach. I że np. tutaj również kiedyś dzieci pracowały. Albo że aborcja też jest tematem kontrowersyjnym i nie każdy lekarz chce jej dokonywać – mówi Uthurry.

Drażliwe tematy

O tym, jakie tematy mogą być drażliwe z punktu widzenia nowo przybyłych imigrantów, najlepiej dowiedzieć się, analizując program szkolenia. Mowa tam o prawach dzieci (w tym o stosowaniu przemocy i klapsach), chustach, małżeństwie, hałaśliwym zachowaniu w dzień i w nocy, równości kobiet i mężczyzn, wolności zbiorowej ekspresji. W części dotyczącej konstytucji wspomina się m.in. o szacunku dla życia prywatnego, wolności myślenia i opinii i jej granicach, prawie do zrzeszania się, wolnym wyborze partnera i różnych formach wspólnego życia – związku partnerskim, małżeństwie, a także o związkach homoseksualnych. – Pewne rzeczy ich oczywiście dziwią. Poruszamy temat karykatur Mahometa, a oni są zaskoczeni nawet tym, że można publikować karykatury króla czy ważnych polityków – opowiada Uthurry.

Reklama
Reklama

Dzielnice takie jak Molenbeek często porównuje się do przedmieść Paryża. – Faktycznie mają wiele wspólnego, jeśli chodzi o wskaźniki socjoekonomiczne i dominującą kulturę. Ale zupełnie różna jest infrastruktura i organizacja społeczeństwa obywatelskiego. W Belgii są hojne subsydia dla organizacji na lokalnym szczeblu, niezależnych. I na Molenbeek mnóstwo jest takich. We Francji tego nie ma, to są bardzo skromne organizacje, gdzie ludzie pracują za darmo. Te przedmieścia wyglądają jak zapomniane, młodym ludziom już nawet nie chce się buntować. Ludzie tam mówili mi, że oni już niczego nie oczekują. Podczas gdy w Belgii oczekiwania są jednak ciągle duże – opowiada Sarah Turine, która spotykała się z mieszkańcami paryskich przedmieść po tym, gdy okazało się, że terrorystyczne tropy z Paryża prowadzą na Molenbeek.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1393
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1392
Świat
„Rzecz w tym”: Kamil Frymark: Podręczniki szkolne to najlepszy przykład wdrażania niemieckiej polityki historycznej
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1391
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1388
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama