Kilka incydentów w ciągu kilkunastu dni w Kazachstanie, Kirgizji i Uzbekistanie doprowadziło do interwencji rosyjskiego MSZ. Eksperci uważają jednak, że są one nieuchronne, bo miejscowe narodowości coraz mocniej domagają się przestrzegania swych praw językowych.
Niepokój rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa wywołała na przykład burda, jaką nietrzeźwy Kirgiz urządził kasjerowi w centrum handlowym za to, że ten rozmawiał z nim po rosyjsku. Znacznie poważniej wyglądał incydent w Uzbekistanie, gdzie miejscowy dziennikarz zażądał na konferencji prasowej od przedstawicielki opozycyjnej Narodowo-Demokratycznej Partii Uzbekistanu (nota bene Rosjanki), by ta albo mówiła po uzbecku, albo skorzystała z tłumacza.