W demonstracji, którą - jak podała agencja Interfaks - zorganizowały organizacje pozarządowe i partie opozycyjne, uczestniczyło od dziesięciu tysięcy (wg organizatorów) do siedmiu tysięcy osób (wg milicji).

Główne żądania zgromadzonych przed Domem Rad demonstrantów dotyczyły dymisji gubernatora obwodu Georgija Bossa i premiera Władimira Putina. Według mediów rosyjskich, demonstranci zachowywali się spokojnie. Nie doszło do starć z licznie przybyłą (ok. tysiąca funkcjonariuszy) milicją. Do mniejszych wystąpień doszło także w St. Petersburgu. W obu miastach ludzie protestowali też przeciwko zapowiedzianemu wzrostowi cen biletów na kolei, nowym, podwyższonym podatkom drogowym i pogarszającej się sytuacji ekonomicznej rosyjskich rodzin.

Występujący na mityngu w Kaliningradzie Borys Niemcow zauważył, że „jakie to ludzie mają w Kaliningradzie warunki życia, że protestować zjawili się przedstawiciele wszystkich partii”. Miejski radny Sołomon Ginzburg był bardziej radykalny: „Przegniłą „Jedyną Rosję” trzeba spuścić do politycznego ścieku" - mówił z trybuny. Mieszkańcy jedynego sąsiadującego z Unią rosyjskiego terytorium dosyć mają panującej w obwodzie korupcji; władzom zarzucają nieudolność, brak samodzielności i inicjatyw gospodarczych.

Gubernator Boss, pomimo zaproszenia, na mityng nie przyszedł. W miejscowej gazecie nawoływał do spokoju. Przestrzegał przed podejmowaniem decyzji pod wpływem emocji.