– Niezależnie od tego, jak patrzę na tę kwestię, to martwi mnie fakt, że zgodnie z naszą polityką zmusza się młodych mężczyzn i kobiety do kłamania kim są, aby mogli bronić swoich rodaków – oznajmił również na Kapitolu przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA admirał Mike Mullen. Mullen i Gates przekonywali, że nie powinno się wyrzucać z armii gejów i lesbijek, którzy przyznają się do swojej orientacji. Zastrzegli jednak, że na taką zmianę wojsko potrzebuje czasu. Otwarcie zdeklarowanym homoseksualistom drogi do koszar byłoby bowiem największą rewolucją w armii USA od 1948 roku, gdy wprowadzono oddziały składające się z żołnierzy różnych ras.
W praktyce homoseksualiści mogą służyć w wojsku już od lat 90. Szacuje się, że obecnie mundur nosi ponad 65 tysięcy gejów, lesbijek i biseksualistów. Pozwala im na to wprowadzona jeszcze za czasów Billa Clintona zasada „Don’t ask, don’t tell” (Nie pytaj, nie mów). Zgodnie z nią dowódca nie może ich zapytać o orientację seksualną. Oni sami nie mogą jednak o niej mówić. Za złamanie tej zasady w ciągu kilkunastu lat wyrzucono z armii 13 tysięcy lesbijek i gejów. Członkowie organizacji LGBT skarżą się więc na dyskryminację.
Barack Obama jeszcze podczas kampanii wyborczej obiecał im – w zamian za poparcie w wyścigu do Białego Domu – że zniesie tę zasadę. O tym, że słowa zamierza dotrzymać, powiedział w zeszłym tygodniu, wygłaszając pierwsze orędzie o stanie państwa. – Będę wraz z Kongresem i armią pracował nad uchyleniem prawa, które nie pozwala homoseksualnym Amerykanom służyć krajowi, który kochają – obiecał.
Wielu oficerów jest jednak przeciwnych takiej zmianie akurat teraz. Obawiają się, że może to negatywnie wpłynąć na morale żołnierzy. Również w Kongresie, który może zablokować forsowaną przez Obamę zmianę, jest wielu przeciwników nowego prawa. – Dlaczego w trakcie dwóch wojen i w czasie, gdy jesteśmy narażeni na wielkie zagrożenia, mamy rozpoczynać taką debatę? – pyta republikanin John Boehner.
- Właśnie podczas wojny trzeba zmienić prawo, bo armia niepotrzebnie traci ludzi, którzy mogliby być dla niej niezwykle przydatni – przekonuje „Rz” Denis Dison, wiceprezes waszyngtońskiego Gay & Lesbian Victory Fund. – Szef sztabów połączonych mówiący o tym, że obecna polityka jest zła i trzeba ją zmienić, jest ogromnym krokiem naprzód. To niezwykle ważny moment w walce o zmianę podejścia do homoseksualistów w armii – zaznacza.