Prezydent pragnie nas poinformować, że nie będzie w stanie przybyć do Zgromadzenia Narodowego 10 stycznia – tak brzmiało kluczowe zdanie z odczytanego przez Nicolasa Manduro, przewodniczącego parlamentu, listu nadesłanego przez prezydenta Hugo Chaveza z hawańskiej kliniki.
Uroczystość zostanie więc nie tylko przesunięta w czasie, ale i nie odbędzie się w parlamencie. Prezydent zamierza w bliżej nieokreślonej przyszłości złożyć przysięgę przed Sądem Najwyższym. Taka procedura jest wprawdzie przewidziana w konstytucji, lecz cała sprawa komplikuje i tak już napiętą sytuację w kraju.
Nie wiadomo jednak, jak długo można czekać na prezydenta, który dopiero co wygrał kolejne wybory. Powstaje też pytanie, czy Hugo Chavez nie będzie zmuszony ze względu na stan zdrowia zakończyć swej kariery politycznej, jeżeli w ogóle zdoła wygrać walkę z rakiem. Oznaczałoby to, że po 14 latach przestanie rządzić Wenezuelą i walczyć z amerykańskim imperializmem, gloryfikować Lenina , Fidela Castro i socjalizm.
W czasie swych poprzednich wypraw po zdrowie na Kubę prezydent praktycznie ani na moment nie tracił kontaktu z wydarzeniami w kraju. Uczestniczył za pośrednictwem telewizji w posiedzeniach rządu, prowadził rozmowy telefoniczne z programami państwowej telewizji i był stale obecny na Twitterze. Tym razem jest jednak inaczej. Chavez nie daje znaku życia od swej ostatniej operacji 11 grudnia 2012 r.
Jest wprawdzie nadal obecny w telewizji, ale są to obrazy z kampanii wyborczej. Nierzadko pojawia się na ekranie, recytując poematy wysławiające Simona Bolivara, twórcę niepodległej Wenezueli. W takich przypadkach cichy chórek nuci zza kadru: „Chavez jest wspaniałym przywódcą, Chavez to miłość czysta i szlachetna".