Korespondencja z Nowego Jorku
Kiedy cztery lata temu w samym środku wielkiej recesji Barack Obama przejmował władzę w Białym Domu, miliony Amerykanów patrzyło z nadzieją w przyszłość. To normalny nastrój towarzyszący niemal każdej inauguracji kolejnej prezydenckiej kadencji. 20 stycznia, gdy Obama zostanie zaprzysiężony na kolejne cztery lata, trudno już będzie wykrzesać podobną falę optymizmu, czy wręcz entuzjazmu, co cztery lata temu.
Aż 82 proc. badanych Amerykanów spodziewa się w ciągu najbliższych 12 miesięcy wzrostu podatków, 68 proc. wyższych wskaźników przestępczości, a 65 proc. – kolejnego roku kłopotów gospodarczych.
Ekonomiści wskazują jednak na światełko w tunelu. Ożywił się rynek nieruchomości i ceny domów wreszcie zaczęły rosnąć. Amerykanie zaczęli też kupować więcej nowych samochodów. Zdaniem ekspertów pozytywne skutki tego trendu zaczną być odczuwane już w drugiej połowie tego roku. Ale powrót do normalności zajmie dużo więcej czasu. Jeśli w ogóle do tego dojdzie.
W USA kurczy się bowiem klasa średnia, będąca filarem amerykańskiej demokracji. Według Pew Research Center w 1971 r. 61 proc. amerykańskich gospodarstw domowych posiadało dochody pozwalające na zaliczenie ich do grupy rodzin o średnich zarobkach. Dziś jest to już tylko 51 proc. W latach recesji wartość gospodarstw domowych zmniejszyła się o astronomiczną sumę 19 bln dol., głownie z powodu spadku cen nieruchomości.