Brak zrozumienia problemów Kosowa, brak wiedzy o jego historii i o tym, co się działo w ostatnich latach, zarzucił wczoraj politykom Dimitrij Rupel, minister spraw zagranicznych Słowenii. USA zdecydowanie chcą niepodległości tej serbskiej prowincji, Rosja mówi „nie”, a w Unii Europejskiej mała grupa przeciwników uniemożliwia na razie opracowanie wspólnego stanowiska.

– Dopiero w 1989 roku Slobodan Miloszević zabrał Kosowu jego specjalny status, autonomię, która w 80 procentach była równoznaczna ze statusem republiki w byłej Jugosławii – przekonywał Rupel, wyraźny zwolennik autonomii dla regionu znajdującego się od kilku lat pod tymczasowym zarządem ONZ. – Nigdy nie jadę do Kosowa bez wcześniejszych konsultacji z Belgradem – zastrzegł jednak, nie chcąc zrazić Serbii. I dodał, że kraj ten szybko powinien uzyskać status kandydata do UE.

Słowenia jest pierwszym krajem z grona nowych członków Unii, który będzie przez pół roku kierował Wspólnotą. System prezydencji polega na tym, że kraje członkowskie rotacyjnie organizują prace UE: wyznaczają porządek wszystkich posiedzeń rad ministrów i proponują kompromisy w spornych sprawach.

Słowenia chce, by przez najbliższe pół roku to zachodnie Bałkany były najważniejszym tematem w Unii.

– Nie mogę na razie podać dat członkostwa dla poszczególnych państw. Poczekajcie na koniec prezydencji – mówił szef słoweńskiej dyplomacji.Słowenia przyznaje się do braku doświadczenia w kierowaniu Unią oraz – jako nieduży kraj – do słabości administracyjnej. Zwykle na okres prezydencji ambasady państwa kierującego stają się ambasadami UE. Słowenia nie może się pochwalić zbyt dużą siecią placówek, dlatego skorzysta z pomocy ambasad Francji, która obejmie przewodnictwo w drugiej połowie 2008 roku.