Pierwszy raz szef irackiego rządu stanowczo i publicznie opowiedział się za wprowadzeniem konkretnego terminu opuszczenia Iraku przez 145 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Choć wiedział, że pomysł ten nie podoba się George’owi W. Bushowi, który wielokrotnie przekonywał, że przyjęcie takiego kalendarza byłoby prezentem dla terrorystów.
Zdaniem analityków w Iraku jest teraz najbezpieczniej od czterech lat i dlatego władze w Bagdadzie stają się coraz bardziej pewne siebie. Rządzący Irakiem politycy – niegdyś oskarżani przez opozycję o noszenie w kieszeni legitymacji CIA – teraz nie boją się postawić administracji Busha, która próbuje wynegocjować długoterminową umowę w sprawie stacjonowania amerykańskich wojsk w Iraku. Jest ona konieczna, ponieważ pod koniec roku wygasa mandat ONZ dla wojsk koalicji.
Maliki podkreśla, że wolałby mówić o krótkich terminach, uzależnionych od zdolności irackich sił do przejęcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju. Również iraccy posłowie boją się, że dłuższa obecność Amerykanów ograniczy suwerenność ich kraju. Kalendarz to zresztą niejedyny problem w negocjacjach. Irakijczycy nie chcą się też zgodzić np. na immunitet dla pracowników takich firm ochroniarskich jak Blackwater. – Wiele wycierpieliśmy przez ten immunitet, który oznacza po prostu zgodę na popełnianie zbrodni – mówi kurdyjski deputowany Mahmud Othman, cytowany przez „Times”.
Eksperci podkreślają, że nowa stanowcza postawa Malikiego wobec USA może być częścią kampanii przedwyborczej. A jednocześnie ukłonem wobec demokratycznego kandydata na prezydenta Baracka Obamy, który obiecał wycofać amerykańskie wojska z Iraku w ciągu 16 miesięcy.