W ciągu pięciu miesięcy paryski sąd karny ma przesłuchać kilkadziesiąt osób z pierwszych stron gazet – polityków, biznesmenów oraz gwiazd mediów. 42 osoby są podejrzane o udział w nielegalnej sprzedaży wielkich ilości broni do Angoli w latach 90. Broń trafiała do lewicowego rządu walczącego z partyzantką Unita. W dużym stopniu przyczyniła się do sukcesu sił rządowych.

Całą operację organizowało dwóch biznesmenów: Pierre-Joseph Falcone i Arkadij Gajdamak. Zapewnili oni polityczną osłonę dla nielegalnych transakcji dzięki dużym łapówkom wręczanym wpływowym osobom. Podejrzewa się, że otrzymali je m.in. szef MSW Charles Pasqua, syn prezydenta Jean-Christophe Mitterrand, prezydencki doradca Jacques Attali oraz posiadający szerokie koneksje w świecie polityki pisarz Paul-Loup Sulitzer.

Wartość kontraktów w ramach Angolagate to 790 milionów dolarów. Broń pochodziła z państw byłego bloku wschodniego. Prezydent Angoli José Eduardo Dos Santos poprosił co prawda oficjalnie Paryż o pomoc wojskową w walce z Unitą, ale spotkał się z odmową. Angolczycy zadziałali wtedy kanałami nieoficjalnymi, zwracając się do Jeana-Christophe’a Mitterranda. Ten skontaktował ich z Falconem, szefem zarejestrowanej w Paryżu spółki Brenco, poprzez którego dotarli z kolei do Gajdamaka, ustosunkowanego w krajach byłego bloku wschodniego.

Wbrew francuskiemu prawu kontrakty na ogromne ilości czołgów, wozów pancernych, dział i helikopterów nie zostały przedstawione władzom do akceptacji.