Bardzo krytyczny artykuł o traktacie lizbońskim opublikował w gazecie „Mlada Fronta Dnes” prezydent Czech, kraju, który od 1 stycznia 2009 roku przez pół roku będzie przewodniczył Unii Europejskiej. Przekład artykułu zamieściła w Internecie „Fronda”. Szczegółowa analiza głównych postanowień dokumentu nie kończy się żadną konkluzją. Klaus twierdzi jednak, że czeski parlament od wejścia w życie traktatu lizbońskiego w praktyce utraci prawo do decydowania o kluczowych sprawach państwa. A to znaczy, że zwolennicy traktatu są przeciwnikami niepodległości Czech.

Według Klausa każdy kolejny traktat oznaczał „posunięcie procesu integracji europejskiej w kierunku większej unifikacji”. Traktat lizboński jest jego zdaniem tym samym co odrzucony w 2005 roku w referendach we Francji i Holandii traktat konstytucyjny, chociaż politycy udają, że jest inaczej. Z tamtego dokumentu usunięto jedynie „kłujące w oczy” kwestie, jak wspólna flaga i hymn, prezydent czy święto narodowe – oczywiste atrybuty państwa.

Czeski prezydent udowadnia, że dokument przenosi kompetencje krajów członkowskich do Brukseli; ustanawia prawo typowe dla państw federalnych, ale bez odpowiednich gwarancji. Państwa członkowskie tracą jeden z atrybutów suwerenności – możliwość zablokowania inicjatywy, której nie popierają – bo w ponad pięćdziesięciu obszarach wprowadza głosowanie większościowe.

„Traktat lizboński (...) jest dokumentem, który wyraźnie oznacza przesunięcie od Europy państw do Europy jednego europejskiego państwa” – konkluduje Vaclav Klaus. „Uzgadnianą i potwierdzaną współpracę państw europejskich” ma zastąpić „dominacja organów i instytucji unijnych nad organami i instytucjami poszczególnych państw członkowskich” – pisze prezydent.