Tony Blair i John Major wzywają szefową rządu do opamiętania. Zdaniem byłych premierów Zjednoczone Królestwo może przed katastrofą uratować tylko ponowne referendum w sprawie brexitu. „Jest jasne, że ani parlament, ani naród nie poprą porozumienia rozwodowego Theresy May. W takiej sytuacji logicznym rozwiązaniem jest oddanie głosu ludziom. Nic w tym nie ma obraźliwego" – podkreśla Blair.
Jest też inny pomysł: przyznanie prawa Izbie Gmin do swobodnego wyboru wariantu brexitu. Jeśli okazałoby się, że większość deputowanych jest za utrzymaniem bliższej współpracy z Unią, niż chce tego May (model norweski), lub współpracy luźniejszej (model kanadyjski), to należy iść w tym kierunku. Taki scenariuszy popiera część członków gabinetu May, w tym sekretarz ds. pracy Amber Rudd i sekretarz ds. biznesu Greg Clark.
Ale występując w poniedziałek po południu w Izbie Gmin, premier wykluczyła każdą z tych opcji. – Ponowne referendum zadałoby niepowetowaną szkodę integralności naszej demokracji, bo wysłałoby sygnał milionom, którzy zaufali demokracji, że demokracja nie spełni ich oczekiwań – uznała Theresa May. Wykluczyła także poddanie pod głosowanie deputowanych innych niż jej własny pomysłów na rozwód z Unią.
Ma trochę racji. Organizacja ponownego referendum wymagałaby jednomyślnej zgody państw UE na przedłużenie rokowań z Londynem, bo zgodnie z brytyjskim prawem głosowania nie dałoby się przeprowadzić przed spodziewaną datą wyjścia kraju z Unii 29 marca 2019 r. Nie ma też żadnej gwarancji, że Izba Gmin poprze jakąkolwiek inną opcje uporządkowanego brexitu, bo tego nie chce lider laburzystów. Jeremy Corbyn liczy raczej na przedterminowe wybory i przejęcie sterów władzy, czego także nie da się już zrobić przed 29 marca 2019 r.
– May chce teraz przeprowadzić głosowanie nad swoim planem rozwodowym około 21 stycznia, dwa miesiące przed brexitem. Uważa, że przerażeni wizją katastrofy kraju deputowani poprą jej plan. Ale to ryzykowne – mówi „Rz" Richard Whitman, politolog z Kent University.