W ciągu kilku miesięcy od stycznia 2002 roku, kiedy otwarto specjalny obóz dla „wrogich bojowników” na terenie Guantanamo, liczba aresztantów sięgnęła prawie 800. Od tamtej pory maleje. Jak podają media w USA, w amerykańskiej bazie na Kubie przebywa obecnie „około 245 więźniów”. Jeśli prezydent Barack Obama ma zamiar dotrzymać swej obietnicy, wszyscy powinni opuścić wyspę w ciągu najbliższego roku.
Większość więźniów pochodzi z Afganistanu, Jemenu, Pakistanu, Jordanii i Egiptu. Amerykanie zwolnili już ponad pół tysiąca osób, które zostały przekazane za granicę – gdzie stanęły przed lokalnym wymiarem sprawiedliwości lub wyszły na wolność. Żadnej z nich Amerykanie nie przedstawili zarzutów.
Wśród krajów, które przyjęły zwalnianych, są w większości państwa muzułmańskie (Arabia Saudyjska, Irak, Jordania czy Afganistan), ale również kilka europejskich (Albania, Belgia, Dania, Francja, Niemcy czy Wielka Brytania).
Większość spośród obecnych więźniów obozu w Guantanamo to wysocy rangą przedstawiciele al Kaidy lub organizacji z nią związanych. Najsłynniejsi to oczywiście czternaście osób przeniesionych na Kubę przed ponad dwoma laty z tajnych więzień, jakie CIA utrzymywała w różnych rejonach świata (w tym, według doniesień amerykańskich mediów, również w Polsce). W tej grupie jest między innymi Chalid Szejk Mohammed, główny architekt zamachów z 11 września 2001 roku.
Reszta aresztantów Guantanamo, w sumie około 60, to pechowcy – ludzie, którzy zostali „zatwierdzeni do zwolnienia”, ale nikt nie chce ich przyjąć. Najgłośniejszy przypadek to 17 Ujgurów (turkiestańskich muzułmanów z Chin), których większość państw europejskich boi się przyjąć wobec presji ze strony Pekinu. Sami zatrzymani nie chcą wracać do Chin w obawie, że byliby tam prześladowani. Jest też grupa Algierczyków, którzy mogliby w każdej chwili wrócić do ojczyzny – gdyby jej rząd chciał ich przyjąć.