Korzystaliśmy z pomocy zaprzyjaźnionych sojuszników, pakistańskich władz na wszystkich szczeblach i UE – zapewniali zgodnie premier Donald Tusk, szef dyplomacji Radosław Sikorski i koordynator służb specjalnych Jacek Cichocki.
Polsce udostępniono m.in. najnowsze środki techniczne do prowadzenia wywiadu na niedostępnych terenach, gdzie talibowie ukryli zakładnika. Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o informacje z amerykańskich satelitów i samolotów bezzałogowych, które próbowały ustalić miejsce przetrzymywania Polaka tuż po jego porwaniu.
Szef polskiego MSZ zapewnia, że współpraca z USA była świetna. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu Amerykanie byli skłonni podzielić się z Polską informacjami wywiadowczymi. – Ameryka robi to niechętnie, bo się obawia, że tajemnice nie zostaną dochowane. Ujawnia część informacji jedynie Brytyjczykom. Polsce nie chce, bo podejrzewa, że na naszym terenie zbyt duże wpływy ma ciągle Rosja – mówi Zbigniew Lewicki, amerykanista z UW.
Czy Polska mogła skłonić Amerykę do większej współpracy? Aby zacieśnić sojusz z USA, wysłaliśmy wojska do Iraku i zgodziliśmy się na udział w projekcie tarczy antyrakietowej. Efektem jej budowy miała być m.in. bliższa współpraca wywiadów. – Mogliśmy liczyć na wywiad z oglądu satelitarnego, ale nie na dostęp do siatki wywiadowczej – podkreśla Lewicki.
Aby wzmocnić sojusze, Polska wysłała też wojska do Afganistanu, który jest priorytetową misją dla nowych władz USA. Jednak granica między Afganistanem a Pakistanem istnieje tylko na mapie, a po jej obu stronach mieszkają plemiona pasztuńskie, z których wywodzą się talibowie.