„Nie bronimy kokainy, bronimy tylko naszych tradycji, takich jak żucie liści koki” – zapewniał na konferencji prasowej w La Paz. „Nikt nie może ingerować w historię i kulturę ludów. Mamy obowiązek ich bronić” – przekonywał Morales, cytowany przez wenezuelską agencję prasową ABN. Prezydent jest pewny, że istnieje raport Światowej Organizacji Zdrowia wykazujący nieszkodliwość liści koki. – Od lat próbuję go zdobyć, ale rząd Stanów Zjednoczonych nie dopuszcza do jego publikacji – skarżył się znany z wrogiego nastawienia do USA Evo Morales. Koka jest od czasów Inków główną używką Indian. O znaczeniu krzewu świadczy to, że w niektórych rejonach Andów jego liście były środkiem płatniczym. Żucie pachnącego herbatą liścia to do dziś dla boliwijskich wieśniaków i innych ciężko pracujących grup ludności (np. górników) panaceum na głód, pragnienie, zmęczenie i wszelkie choroby.
Na światowym indeksie liść koki znalazł się w 1949 roku, gdy jedna z ONZ-owskich komisji wypowiedziała mu otwartą wojnę. W 1961 roku, kiedy została przyjęta ujednolicona konwencja o narkotykach, uprawa koki, jako surowca do produkcji kokainy, została wyjęta spod prawa.
Evo Morales nie jest pierwszym boliwijskim przywódcą walczącym o rehabilitację tradycji. Prezydent Jaime Paz Zamora (1989 – 1993) nosił liść koki w klapie marynarki i raczył naparem oficjalnych gości. Przekonywał ich, że liście mają się do kokainy tak jak kiść winogron do alkoholu. Jego krucjata na rzecz zdjęcia anatemy z boliwijskiego specjału skończyła się jednak fiaskiem. Europejczykom i Amerykanom koka wciąż kojarzy się wyłącznie z białym proszkiem. Nie przekonują ich argumenty Evo Moralesa, który pyta, dlaczego koka jest legalna jako składnik coca-coli, a nielegalna jako lek.
Chociaż prezydent zapewnił, że będzie niszczył nielegalne uprawy – 5 hektarów rocznie, ale eksperci ostrzegają, że Boliwia stała się rajem dla producentów narkotyków. Nie tylko oni. – Nasz kraj zdominowali handlarze narkotyków, którzy nie boją się ani Boga, ani prawa – grzmiał kardynał Julio Terrazas.
Według Ernesta Justiniano, szefa parlamentarnej Komisji Antynarkotykowej, w ciągu trzech lat rządów Evo Moralesa z powodu jego pozytywnego nastawienia do cocaleros areał upraw krzewu koki stale się powiększał: z 25,4 tys. ha, gdy objął władzę, do 31 tys. ha we wrześniu 2008 roku, z czego tylko 12 tys. ha należało do legalnych plantacji.